W piękny świąteczny wczesny wieczór rozegraliśmy prestiżowy mecz z ŁKS, drugą renomowaną marką błąkającą się po III lidze. ŁKS ma bardziej komfortową sytuację, gdyż nic mu nie grozi, ani awans, ani degradacja. Dla nas był to kolejny mecz o życie.
Wyszliśmy w składzie: Przemek Kazimierczak – Donatas Nakrošius, Grześ Wojdyga, Andrzej Krajewski, Kamil Tomas – Bartek Urbański, Grzegorz Arłukowicz, Bartek Niksiński, Olek Tomaszewski, Krystian Pieczara – Konrad Cichowski.
Od początku meczu, w odróżnieniu od poprzednich spotkań, inicjatywę przejęli goście. Polonia grała tym razem spokojniej. Może nawet nieco bojaźliwie. Mogło się to źle skończyć, bo w 11 minucie mieliśmy piłkę w bramce, na szczęście po spalonym. Niestety dwie minuty później niepilnowany gracz gości strzelił już prawidłowo, poza zasięgiem rąk interweniującego Przemka Kazimierczaka i goście objęli prowadzenie 0:1. Po 20 minutach gra się wyrównała, a nawet z leciutką przewagą naszych. Po dobrym dośrodkowaniu Donatas Nakrošius o centymetry minął się z piłką przed bramką łodzian. W 27 minucie próbował strzału z dystansu Krystian Pieczara, zbyt lekko. Wtedy usłyszałem dawno niesłyszane „ciśnijjjjj!” Pojawiały się kolejne sytuacje. Tymczasem mało nie straciliśmy drugiej bramki. Jej strzelcem mógł zostać nasz były gracz Jacek Karbowniak, lecz po jego strzale była poprzeczka i piłka wyłapana przez Przemka. Minutę później znowu Przemek musiał nas ratować. Przed końcem tej części gry straciliśmy Olka Tomaszewskiego, za którego wszedł Michał Gwiazda.
W drugiej połowie, znowu inaczej niż poprzednio nasi ruszyli do zdecydowanych ataków. Najpierw, w 51 minucie zobaczyliśmy ładny krosowy przerzut do bardzo aktywnego w tej części gry Andrzeja Krajewskiego, a po jego dośrodkowaniu róg. Chwilę później strzał Grzesia Wojdygi nad poprzeczką, po minucie dobre wejście Krystiana, z obroną bramkarza ŁKS. I tak minuta po minucie, ciągły napór naszych. Najlepiej było w 58, kiedy po podaniu Grześka Arłukowicza, strzał Donatasa wybił z linii bramkowej jeden z łódzkich obrońców.
Pojedyncze próby gości likwidowane były przez naszych obrońców lub pewnie interweniującego Przemka. W 67 minucie za Konrada Pieczarę pojawił się Przemek Płacheta.
Wreszcie w 75 minucie doczekaliśmy się precyzyjnego strzału Grześka Arłukowicza, piłka odbiła się od słupka i ugrzęzła w siatce. 1:1. Około 80 minuty pojawił się jeszcze Michał Zapaśnik, zmieniają dziś nieco mniej wyrazistego Bartka Niksińskiego. Gra się wyrównała, z lekkim wskazaniem na naszych, ale za to zaostrzyła. Żółte kartki dostali Michał, Donatas i zmieniający sfaulowanego Arłukowicza (już w doliczonym czasie gry) Janek Dźwigała. Bardzo dobrze ciągnął w tym czasie naszą grę Bartek Urbański. Niestety ten tak dobrze spisujący się chłopak po zamieszaniu w naszym polu karnym w 87 minucie, wybijając wślizgiem piłkę na róg dotknął jej ręką i, co trzeba podkreślić, dobrze prowadzący zawody sędzia, wskazał na rzut karny, pewnie wykorzystany przez łódzkiego Latynosa. Sędzia mógł jeszcze dać Donatasowi drugą żółtą, ale darował dosyć brzydki faul Litwina. Mimo doliczonych pięciu minut wynik niestety nie uległ już zmianie. Kolejna przegrana w domu.
Co można powiedzieć o tym meczu? Wydaje się, że był to nasz najlepszy mecz rozgrywany na wiosnę na K6, z najmocniejszym, co trzeba podkreślić, przeciwnikiem. Goście sprawiali w przekroju całego spotkania nieco lepsze wrażenie, choć remis byłby chyba wynikiem bardziej sprawiedliwym.
Za dzisiejszy mecz wystawił bym dobre oceny Przemkowi – wybawił nas kilka razy ze sporych opresji, Grześka Wojdygę, łatającego co się dało w obronie i często idącego wspomagać grę w ofensywie, Andrzeja, bardzo aktywnego w II połowie, strzelca bramki, drugiego Grześka, walczącego Krystiana, wreszcie pechowca Bartka, który chyba najbardziej mi się dziś podobał w polu. Reszta też w sumie nie zawiodła, a wynik do bani.
Chyba jednak trochę nam, jako całości brakuje, a dziś nie mieliśmy na dokładkę szczęścia, lecz raczej trochę pecha. Nie wiem jak wygląda aktualna tabela, bo piszę na gorąco po powrocie do domu. Ale sytuacja zaczyna się robić krytyczna. Musimy zacząć wygrywać i to od zaraz jeśli nie chcemy znowu zwiedzać boisk IV ligi. A dzisiejszego meczu na pewno żal, bo wreszcie mieliśmy dziś pełną trybunę, z pewnością zdecydowanie największą w tym sezonie. W najbliższym tygodniu będziemy mieli dwie okazje na poprawienie dorobku punktowego. Oby…
Jaka piękna katastrofa: 5 meczów u siebie na wiosnę. WSZYSTKIE 5 meczów PRZEGRANYCH! Na 4tym poziomie rozgrywkowym! To nie jest przypadek i brak szczęścia.
Sorry -jeden był wygrany 3:0 z GKP Targówek. :tablica:
Ale to walkower…