Prima aprilis? Niestety nie!

Mogło się wydawać, że po wygranej w Tomaszowie będzie już łatwiej. Przeciwnik niby lepszy, ale u siebie, o 19:11, przy nadspodziewanie pełnych trybunach… I zimny prysznic – z nieba i na boisku. 

Zaczęliśmy normalnym składem: Kazimierczak – Wojdyga, Augustyniak, Janiszewski, Tomas – Pieczara, Arłukowicz, Gwiazda, Nakrošius, Niksiński – Zapaśnik.

Grzegorz Wojdyga
01.04.2015: Polonia – Świt (fot. Oio / KSP FB)

Nasi spokojnie kontrolowali grę i spokój trwał do 15 minuty. Wtedy to Przemek Kazimierczak odbił strzał przed siebie, a dobitki już nie dał rady wybronić i zrobiło się niemiło. Na dokładkę nasz bramkarz pobiegł z pretensjami do sędziego i dodatkowo zarobił jeszcze żółtą kartkę. Rehabilitacja przyszła szybko, bo już w 18 minucie kiedy to Przemek wybronił naprawdę trudny strzał. Zaczęliśmy odnosić wrażenie, że mimo pozornej wyższości technicznej naszych graczy, goście z Nowego Dworu są jacyś bardziej wyrazistsi i zdecydowani na boisku. Wyglądali na bardziej zdecydowanych na podjęcie walki wręcz, byli też szybsi. Pierwszą klarowną sytuację mieliśmy chyba w 35 minucie – strzał Krystiana Pieczary, po rykoszecie róg, a po jego wybiciu ostry kocioł w polu karnym gości, strzał Michała Zapaśnika obroniony, a dobitka Piotrka Augustyniaka z linii pola bramkowego poszybowała ponad poprzeczką.

Później dał znać o sobie sędzia spotkania – najpierw problematyczna kartka dla Grześka Wojdygi, natomiast dwa mocne faule gości potraktowane jako niewinne muśnięcia. Do przerwy powinien być jednak remis, gdyż tuż przed końcem tej części gry po którymś z rzędu rogu Grzesiek oddał bardzo dobry strzał głową… tuż obok słupka, a bramkarz Świtu nawet nie drgnął.

Po przerwie za Litwina wszedł Aleksander Tomaszewski i była to bardzo dobra zmiana. Drużyna rzuciła się na przeciwników z dużą wola odrobienia straty. Olek wziął na siebie ciężar gry i całkiem dobrze mu to wychodziło. Działo się sporo. W 53 minucie wszystkim na boisku i trybunach się wydawało, że po naszym strzale piłkę wybił sprzed linii bramkowej ręką obrońca, sędzia wskazał na róg. Po tym rzucie rożnym piłka spadła pod nogi wszędobylskiego Piotrka, a ten niefortunni e skiksował. Później kolejny, chyba już 3 lub czwarty raz brutalnym faulem popisał się gracz gości oznaczony numerem 11, a sędzia owszem wolnego podyktował, ale gracz w zielonym stroiku pozostał bezkarny. Chwilę później po faulu na Piotrku sędzia bez wahania wskazał na wolnego… dla Świtu. Zaiste była to zaskakująca nieco seria pomyłek dzisiejszego arbitra. W 63 minucie za Bartka Niksińskiego pojawił się na murawie niecierpliwie oczekiwany Przemek Płacheta.

Chwilę później mieliśmy kuriozalną sytuację. Krystian uderzył z połowy boiska na puste pole w stronę bramki gości, zupełnie nie atakowany bramkarz wyszedł daleko do tej piłki, a ta go zwyczajnie przelobowała. Gości nie opuściło szczęście – bramkarz zdążył dobiec i wygarnąć piłkę z samej linii bramkowej. Szczęście dzisiaj uśmiechało się tylko do jednej drużyny, niestety nie była nią Polonia.

Tymczasem na boisku pojawili się jeszcze Cichowski i Jasiek Dźwigała. Fajnie, tylko nikt z siedzących na trybunie nie był w stanie zrozumieć czemu na boisku trwał ciągle Michał Gwiazda, który po prawdzie miał przez cały mecz chyba ze dwa, może trzy dobre podania, był mało zdecydowany i wyraźnie wolny. Kolega z „Faktu” zaczął mnie nawet wypytywać o ewentualne koligacje rodzinne Michała z naszym trenerem. Ja nic na ten temat nie wiem.

No i jak to zwykle z Polonią bywa, my atakowaliśmy i mieliśmy sporą przewagę, a przeciwnicy strzelili nam bramkę. Na dokładkę w akcji uczestniczył nasz były gracz, Michał Steć.

Słoneczko zaświeciło w trzy minuty później. Olek był na tyle wyraźnie faulowany w polu karnym, że nawet ten sędzia nie mógł już tego przeoczyć – karny i Krystian zdobył bramkę kontaktową. Nasi ciągle cisnęli, tyle, że bez skutku. A było blisko, bo w 89 minucie aż dwóch graczy znalazło się przed bramkarzem Świtu. Niestety pierwszy dopadł piłki Piotrek i strzelił w słupek. Dodatkowo był on na spalonym, a tuż za nim biegł do piłki Janek, który i pozycję miał jakby lepszą, a spalony z pewnością nie był. I tak walczący jak lew Piotrek zaliczył swoistego hattricka w niewykorzystanych sytuacjach. Szkoda, bo był jednym z jaśniejszych punktów naszej drużyny.

Niefortunny sędzia dał nam szansę, doliczył aż 5 minut. I co z tego skoro nasi grali te pięć minut na tyle chaotycznie, że zamiast strzelić na remis, to dali sobie wbić jeszcze gola nr 3. Był strzał i obrona Przemka, dobitka – wybicie piłki głową przez któregoś z naszych obrońców praktycznie z linii bramkowej, niestety druga dobitka już wpadła do siatki. I tak to się skończyło. Bęcki 1:3. Chciałbym jeszcze dodać, że w odróżnieniu od pana z gwizdkiem, panowie z chorągiewkami nie pomylili się chyba ani razu w całym meczu.

Paradoksalnie był to chyba nasz najlepszy mecz na wiosnę. Co z tego skoro brakowało szczęścia, ale też zimnej krwi w korzystnych sytuacjach. Nasi biegali skrzydłami, z których niespecjalnie dobrze dośrodkowywali, zwłaszcza, że Michał Zapaśnik wieżowcem nie jest i miał kłopoty w pojedynkach z wyższymi od niego obrońcami. Brakowało nam podań prostopadłych, co za to zdecydowanie preferowali goście. Niestety, po odejściu Adriana Ligienzy i Dominika Lemanka, nie ma kto strzelać także z dystansu, co przy lejącym w II połowie deszczu mogło dać jakieś owoce bramkowe. Mogło też irytować wykopywanie przez Przemka piłek jak najdalej w pole, co praktycznie zawsze kończyło się szybkim powrotem akcji na naszą połowę i to zwykle niebezpieczną kontrą. Wydaje się, że mimo lepszej wizualnie gry bardzo dużo jest jeszcze do poprawienia. A teraz przed nami trudny wyjazd do będącego w dobrej formie Pelikana. Nie napawa to specjalnym optymizmem.

O kilku graczach już wyżej wspomniałem. Dodam tylko, że nasi młodzi muszą jeszcze sporo pracować, nad techniką, cwaniactwem w grze, a przede wszystkim chłodniejszą głową, żeby się nie gotować w trudniejszych momentach. Drużyna z pewnością ma potencjał, ale wydobycie go na światło dzienne nie jawi się jako proste zadanie dla sztabu szkoleniowego. Jest i będzie ciężko. Może jednak, skoro grają jakby lepiej z meczu na mecz, wreszcie coś „zatrybi” i zaczną wygrywać. Oby.

Author: trickywoo

2 thoughts on “Prima aprilis? Niestety nie!

  1. Pingback: รีวิว

Dodaj komentarz