Prezentujemy materiał, który powstał w trakcie długiej, bo aż trzygodzinnej rozmowy z Pawłem Olczakiem, członkiem Zarządu MKS Polonia Warszawa, odpowiedzialnym za seniorską drużynę warszawskiej Polonii.
Przedstawiony poniżej materiał jest zapisem spotkania, który ze względu na wymóg autoryzacji należy uznać za autorski tekst naszego rozmówcy. Wywiad przeprowadzili Kwikster i Luk, a w spotkaniu uczestniczyli i wypowiadali się również bliscy współpracownicy Olczaka, chociaż ze względu na łatwość odbioru tekstu ich wypowiedzi zostały włączone w całość materiału.
Przypomnijmy, co wydarzyło się w klubie od momentu rejterady Ireneusza Króla?
– Po przejęciu akcji Polonii od JW Construction Król postanowił nawiązać współpracę z ludźmi od lat związanymi z klubem. Dzięki temu Piotrek Stokowiec został trenerem pierwszego zespołu, natomiast ja przejąłem obowiązki dyrektora sportowego. Obaj, jak wiadomo nie cieszyliśmy się zaufaniem Józefa Wojciechowskiego, dlatego zależało nam na odniesieniu sukcesu. Podobnie myśleli piłkarze, bo w zespole w większości pozostali ci, którzy wcześniej grali przeważnie w drużynie rezerw, tymczasem w nowym rozdaniu szybko udowodnili, że są wartościowymi zawodnikami. Kadrę uzupełniono kilkoma młodymi, najważniejsze jednak, że trenerom udało się tchnąć w drużynę wiarę w zrobienie dobrego wyniku. I to w momencie, gdy Polonię wskazywano jako głównego kandydata do spadku. Król stworzył drużynie odpowiednie warunki do letnich przygotowań i obiecywał, że wszystko się ułoży, że będą wypłaty i progresywne premie.
I Konwiktorskiej znów pojawiły się piłkarskie talenty?
– W wyjściowej jedenastce zaczęli grać Łukasz Teodorczyk i Paweł Wszołek i obaj szybko stali się ulubieńcami kibiców. Wydawało się, że w kwestiach finansowych klub również wychodzi na prostą, jednak już w rundzie jesiennej pojawiły się problemy z kasą. Wierzyliśmy jednak, że ustalony przez właściciela regulamin, będzie przestrzegany. Premie były nawet wypłacane, w przeciwieństwie do pensji, dlatego Sebastianowi Przyrowskiemu po zakończeniu sezonu brakowało 12 miesięcznych wynagrodzeń. Mimo to jesień zakończyliśmy na trzecim miejscu w tabeli ekstraklasy, a po zakończeniu rundy zostaliśmy zaproszeni do Katowic. Przyjęto nas w siedzibie firmy Króla i wszyscy zapewniali nas, że jego przedsiębiorstwo utrzymuje stabilny poziom finansowy. Mając świadomość zaległości i kolejnych wydatków, zaproponowaliśmy właścicielowi odmłodzenie składu i ewentualną sprzedaż najlepszych piłkarzy, co niewątpliwie wpłynęłoby na poprawienie sytuacji finansowej klubu. Król odmówił deklarując, że z kasą nie będzie problemów, zapowiedział nawet sfinansowanie kilku transferów (m.in. Pawle Olkowiczu i Michale Pazdanie), które miałyby wzmocnić kadrę Polonii. W naszej obecności zatwierdził przelewy na opłacenie obozów przygotowawczych w Cetniewie i Turcji. Wcześniej zaproponowałem Królowi rezygnację z Turcji, proponując, żeby zaoszczędzone w ten sposób pieniądze przekazał na spłatę części zadłużenia Polonii. Prezes był innego zdania i lekką ręką wydał 180 tysięcy złotych na wyprawę zespołu do Turcji.
Żyć nie umierać…
– Nie bardzo, bo właśnie tam doszło do pierwszego buntu zawodników. W odpowiedzi złożona została kolejna obietnica, że wszystkie zaległości w wypłatach zostaną uregulowane do końca stycznia. W Turcji mieszkaliśmy w hotelu o nazwie „Titanic” i był to powód do licznych żartów, ale nic nie dzieje się bez przyczyny i nim jeszcze ruszyła runda wiosenna, kilku zawodników podziękowało nam za współpracę. Niemniej atmosfera w drużynie nadal była dobra mimo braku wynagrodzeń. Ja również ich nie otrzymywałem. Proszę, oto pozew przeciw Królowi o wypłatę zaległości w wysokości 128 tysięcy złotych (od redakcji DS – wszystkie wymieniane w tekście dokumenty zostały udostępnione przeprowadzającym wywiad). Przepracowałem 12 miesięcy za darmo w Polonii, nie pierwszy raz i zapewne nie ostatni. W Turcji razem ze Stokowcem odwiedzaliśmy przebywające tam polskie drużyny, starając się wyłowić tych piłkarzy, którzy nie mieścili się w wyjściowych składach, ale którzy byliby w stanie wzmocnić nasz zespół. W ten sposób pozyskaliśmy z białostockiej Jagiellonii Pawła Tarnowskiego. Z gdańskiej Lechii chcieliśmy wypożyczyć Adama Dudę, ostatecznie porozumieliśmy się jednak z Piotrkiem Grzelczakiem. Wiosną obaj ci piłkarze pomogli drużynie i Polonia do końca walczyła o udział w europejskich pucharach. Mieliśmy wtedy ekipę, która bez względu na przeciwności grała i idealnie współpracowała ze sobą.
Z ekstraklasy Polonia spadła wprost do czwartej ligi, z nieba do piekieł?
– Zostaliśmy relegowani za długi i drużyna z dnia na dzień się rozpadła. Nikt nie wiedział, jaka będzie przyszłość Polonii. Próbowaliśmy ratować, co się da. Byli tacy, którzy namawiali do kupna licencji od bankrutujących klubów, nawet pierwszoligowych, ale jakoś nikt nie garnął się z pożyczką. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na wykorzystanie licencji MKS, powstałego w czasach, gdy w Polonii nikt nie myślał jeszcze o systematycznej pracy z młodzieżą. A dzisiejszy MKS to fenomen, bo mimo skromnych środków finansowych systematycznie uczestniczy w rozgrywkach Centralnej Ligi Juniorów i jako jeden z siedmiu klubów w Polsce posiada w niej dwa zespoły – w kategorii juniorów młodszych i starszych. O poziomie szkolenia świadczy fakt, że nasi zawodnicy są stale powoływani do reprezentacji Polski juniorów, stanowią też o sile reprezentacji Mazowsza. Już piętnastu chłopców ma obecnie podpisane z MKS umowy, które w przypadku ich odejścia do innych, mocniejszych drużyn, zapewnią klubowi ekwiwalent z tytułu wyszkolenia.
Jako klub złożyliśmy w Mazowieckim ZPN wniosek o dopuszczenie drużyny do rozgrywek na jak najwyższym poziomie, bo zgodnie z procedurą Polonii groziła wtedy A-klasa. Chodzili i prosili o to związkowych działaczy wszyscy sympatycy „Czarnych Koszul” i chyba każdy dołożył swoją cegiełkę w uratowaniu klubu. Po cichu liczyłem, że dołączmy do grupy trzecioligowców, bo w tym samym czasie, w wyniku reorganizacji rozgrywek grupa mazowiecko-łódzka miała być powiększana. Ostatecznie drużynę udało się zgłosić do rozgrywek na pół godziny przed upływem terminu zgłaszania zespołów do rozgrywek czwartej ligi. Dziś możemy dywagować, co by było gdyby, bo wprawdzie przysłano nam kilka ofert z klubów pierwszoligowych, od drużyn, które nadal grają w tej klasie rozgrywek, ale również od ekip, które znikły już z piłkarskiej mapy i dziś nie ma sensu podawania ich nazw, ale nie chcieliśmy kupować licencji na siłę zwłaszcza, że w Polonii zastosowano już raz taki manewr łącząc ją z Groclinem. Uważam, że najwłaściwszym momentem do uniknięcia degradacji było przejęcie klubu bezpośrednio od kończącego przygodę z futbolem Józefa Wojciechowskiego. Pytanie, czy w tamtym momencie w Warszawie był ktoś na to przygotowany?
Pojawiały się opinie, że Wojciechowski nie chciał oddać klubu kibicom?
– Gdyby z propozycją wystąpiła konkretna osoba, posiadająca poparcie określonej grupy biznesmenów, być może doszłoby do ugody. Potrzebny był jakiś poważny podmiot dający drugiej stronie gwarancje. Oddolny, nieco chaotyczny ruch kibicowski dla Wojciechowskiego nie był partnerem do rozmów.
Przed startem czwartoligowych rozgrywek miał pan dużo obaw?
– Owszem, ale przede wszystkim byłem pełen uznania dla polonijnej społeczności, która solidarnie wykładała środki na utrzymanie drużyny, mimo że stawką była walka w słabej lidze. W Warszawie władze miasta nie dofinansowują klubów seniorskich, ale jest ich dużo. W naszym przypadku możemy jednak mówić o pewnej formie wsparcia, bo za wynajem stadionu płacimy 1000 złotych za każdy dzień meczowy. Dobre i to, ale z zazdrością patrzymy na mniejsze ośrodki na Mazowszu, bo tam kluby dostają wsparcie od samorządów, na przykład w wypłacaniu zawodnikom stypendiów. W Warszawie coś podobnego potraktowane byłoby jak przestępstwo. Tymczasem MKS w ubiegłym roku otrzymał przeznaczoną tylko na szkolenie młodzieży dotację w wysokości 530 tysięcy złotych. Z tej sumy ani złotówki nie wolno nam było przekazać na drużynę seniorów. Przy czym uwaga – 315 tysięcy złotych kosztuje nas wynajem obiektów, pozostała kwota rozkładana jest na cztery sekcje – pływanie, lekkoatletykę, koszykówkę i piłkę nożną. Sekcja piłkarska otrzymała zatem 75 tysięcy, a nasame przejazdy naszych grup młodzieżowych wydaliśmy 74 tysiące. Ratują nas rodzice młodych piłkarzy i sponsorzy. Osobiście, przy wsparciu przyjaciół pozyskałem w zeszłym roku około 100 tysięcy złotych i całą kwotę wydaliśmy na grupy młodzieżowe. Stowarzyszenie Polonia Warszawa w lipcu 2013 w zawartym z MKS porozumieniu zadeklarowało 20 tysięcy złotych miesięcznie na wsparcie zespołu seniorów. Obiecaną kwotę wpłacili tylko raz – w sierpniu. Tymczasem trochę kasy wydaliśmy na wykup zawodników, bo za Patryka Strusa, Kacpra Lachowicza i Marcina Kruczyka zapłaciliśmy po dwa i pół tysiąca złotych. Wpływy ze sprzedaży karnetów zostały natychmiast opodatkowane, a było to w momencie, gdy klub nie generował jeszcze kosztów. „Wielka Polonia” sprzedała karnety za około 130 tysięcy, MKS za 120 tysięcy. Ogółem zarobiliśmy 250 tysięcy, ale po opłaceniu podatku zostało 200 i… budowa zespołu od zera. Zostało założone osobne konto bankowe przeznaczone tylko na potrzeby drużyny seniorów ale koszty szły normalnym trybem, Musieliśmy systematycznie kupować sprzęt, piłki, ubrania i to wszystko co jest niezbędne piłkarzom. Dziękujemy kibicom za wsparcie, składamy też ukłony dla firmy ZINA, która sprzedała nam sprzęt częściowo w barterze, dokładnie z kwoty 54 tysiące opuściła 18 tysięcy.
Sporo kontrowersji w środowisku polonijnym wywołał wybór szkoleniowca czwartoligowego zespołu?
– Któregoś dnia pojechaliśmy z Piotrem Dziewickim na mecz naszej młodzieżówki i w trakcie wspólnej rozmowy ustaliliśmy, że to on poprowadzi nowy zespół. Również wtedy ustaliliśmy, że obaj przepracujemy sezon za darmo, ze względu na skromne możliwości klubu. Drużynę budowaliśmy w trakcie castingów, bo przychodzili do nas różni ludzie. Niektórym dziękowaliśmy już po kilkunastu minutach, niektórych sami zachęcaliśmy do podpisania kontraktu. Na początku nasza kadra składała się z 32 zawodników, a przecież zgłoszenie każdego z nich do rozgrywek to koszt 700 złotych, jeżeli piłkarz jest z Mazowsza, bo jeżeli jest spoza regionu to kwota wzrasta do 1500 zł.
Dlaczego zdecydowaliście się na tak szeroka kadrę?
– Bo nie wiedzieliśmy, czy piłkarze wytrzymają fizycznie i czy za szybko się nie wykruszą. W zespole pozostało kilku doświadczonych graczy, udało się nam ściągnąć prywatnymi kanałami kilku nowych, którzy szybko stali się piłkarzami wiodącymi, jak choćby Paweł Błesznowski, Michał Strzałkowski czy Damian Maleszyk. Zdawaliśmy sobie sprawę, że drużyna bez przepracowanego okresu przygotowawczego po kilku ligowych kolejkach może dostać zadyszki. I tak się stało. A przecież zależało nam, żeby nie stracić w rundzie jesiennej więcej niż 5-6 punktów do lidera tabeli. Zamartwiać się i zastanawiać, co będzie dalej z zespołem, zamierzaliśmy dopiero zimą.
Ale w międzyczasie pojawiła się nie tylko fizyczna zadyszka?
– Rozpoczęły się rozgrywki i momentami graliśmy bardzo dobrze, a czasami bardzo słabo. Piotr na pewno wykonał dobrą pracę, mimo to był stale krytykowany i w środowisku polonijnym coraz częściej domagano się jego zwolnienia. Mieliśmy pięć punktów straty do Bugu Wyszków, mimo to zadecydowałem, że Dziewicki pozostanie trenerem, bo uważałem, że jeżeli mamy coś zmieniać, to w kwestii kadrowej, a nie trenerskiej. Niestety, niebawem pojawiła się pierwsza poważna zadyszka finansowa i o wzmocnieniach nikt już nie myślał. SKOK Wołomin wpłacał na konto klubu miesięczne transze i to dawało nam niewielką, ale finansową stabilność. Tak dotrwaliśmy do przerwy zimowej.
Podobno w przerwie zimowej sezonu 2013/14 największe problemy miał pan… z trenerami?
– Powiedziano już o tym wiele, wiele napisano. Nie zabierałem dotąd głosu, ale nadszedł czas, żebym przedstawił moją wersję. Niektórych na pewno ona zaboli, niemniej myślę, że kibice właściwie ocenią tych, którzy zawsze mieli coś do powiedzenia. W każdym razie otrzymałem zgodę zarządu MKS, żeby przedstawić fakty poparte dokumentami. A zatem, Dziewicki wybrał na swojego asystenta Emila Kota, który wcześniej pracował w MKS jako skaut. Dzięki temu połączył dwie funkcje i otrzymywał wynagrodzenie jako drugi trener czwartoligowej drużyny w wysokości około dwóch i pół tysiąca złotych, z tytułu skauting pobierał ponad tysiąc złotych na rękę, gdy tymczasem przeciętne wynagrodzenie trenerskie w tej klasie rozgrywkowej na Mazowszu wynosi tysiąc złotych. Oto stosowne dokumenty, z których wynika, że Kot zarabiał w Polonii 2800 złotych netto za mniej więcej 3 godziny pracy dziennie. Tak było do grudnia.
Kot był wtedy największym obciążeniem Polonii?
– Nie, ale na pewno obciążeniem dużym. Koszt jednego meczu to kwota od 12 do 22 tysięcy, w zależności od trybu zgłoszenia imprezy jako masowej lub nie, ewentualnie przy imprezie podwyższonego ryzyka. Tylko zarobki piłkarzy ogółem kształtowały się na poziomie 35 tysięcy netto złotych miesięcznie, dlatego w tamtym momencie musieliśmy dokonać obniżenia kosztów. Kot, jako skaut, otrzymał negatywną ocenę od trenerów akademii i w tej części rozwiązano z nim umowę, zmniejszając jednocześnie zakres obowiązków. Wówczas Emil zachował się mało elegancko zamieszczając na Facebook’u niesympatyczny wpis „Gołąb z Wiednia nie doleciał” (przyp. red. DS nawiązując do czasów Króla). Czemu to miało służyć do dziś nie rozumiem. Piotr natychmiast zareagował, przeprowadzając z Kotem rozmowę, niemniej od tego momentu nasze relacje zaczęły się psuć. Jakby tego było mało w połowie stycznia zaczęliśmy tracić płynność finansową, co zostało postawione na Zarządzie MKS. Powiem tylko, że należności za grudzień zostały pokryte z wpływów
ze sklepiku klubowego.
Ktoś błędnie zaplanował budżet?
– Budżet był budowany na podstawie wpływów stałych. Bieżąca sprzedaż biletów nie bilansowała jednak kosztów, ale też duża część ludzi przychodziła na mecze już wcześniej wykupując karnety. W końcówce roku kasa była pusta i wtedy zawarliśmy porozumienie ze Stowarzyszeniem „Wielka Polonia”, które zobowiązało się finansować zespół na poziomie 300 tysięcy za sezon. Praktycznie „Wielka Polonia” opłacała koszt trzech zawodników drużyny, niemniej po rundzie jesiennej, mając realne szanse na awans pojawiła się konieczność wzmocnienia składu przy jednoczesnym… braku środków.
Mimo osiąganych zadowalających wyników zespołu nadal brakowało pieniędzy?
– W styczniu zwróciłem się do obu Stowarzyszeń z prośbą o wsparcie. Stowarzyszenie Polonia Warszawa obiecało pomoc, ale nie potrafiło określić wysokości kwoty, jaką będzie w stanie uzbierać. Tak naprawdę pieniądze nie płynęły do klubu, a jedynie skapywały. Pogłoski o zainteresowaniu Polonią ze strony PGE były nieprawdziwe. Natomiast była przygotowana umowa z SUEMPOL-em, która już w zimie miała być podpisana. Z niewiadomych powodów przedstawiciele firmy przestali jednak odpowiadać na nasze zapytania i umowy nie ma do dziś. Musimy zdawać sobie sprawę, że udając się do firmy potencjalnego sponsora z tak zwanym bagażem Króla na grzbiecie, nie jesteśmy przyjmowani zbyt entuzjastycznie. W kilku miejscach już na samo hasło – Polonia, z miejsca nam dziękowano, w jeszcze innych firmach dowiadywaliśmy się, że miały one nie uregulowane do końca sprawy z prezesem Królem. Poza tym w końcówkach roku budżety, w tym fundusze przeznaczone na sponsorowanie są już od dawna ustalone i pozamykane. O ewentualnych propozycjach można myśleć dopiero w kolejnym roku budżetowym.
Zna pan takie przysłowie – jeżeli potrafisz liczyć, to licz na siebie?
– Zgadza się i ku ogólnemu zadowoleniu to „Wielka Polonia” opłaciła wynagrodzenia piłkarzy w styczniu i lutym. Piotrek był temu przeciwny, bo jak tłumaczył – skoro kibice są gotowi płacić piłkarzom, to niech płacą również jemu. W styczniu dostał od „Wielkiej Polonii” trzy tysiące złotych, czy coś działo się później nie wiem, bo w tym nie uczestniczyłem. Tak po prawdzie tylko dzięki pomocy „Wielkiej Polonii” przystąpiliśmy wiosną do rozgrywek na poziomie czwartej ligi. Przedstawiciele Stowarzyszenia domagali się zamian i chcieli mieć również pełen wgląd w zarządzaniu klubu. Jeszcze w styczniu, przeprowadzili dwutygodniową kontrolę w zakresie poprawności działań w klubie. Raportu z tej kontroli nie doczekaliśmy się do dziś. Niemniej na przełomie lutego i marca zaproponowaliśmy Stowarzyszeniu wejście jej członka do Zarządu MKS.
Dlaczego nie doszło do porozumienia?
– Kibice finansowali zespół i chcieli mieć coś w zamian. Zarząd MKS składa się z prezesa oraz sześciu członków reprezentujących różne sekcje. Ja reprezentuje sekcję piłkarską, ale zdecydowaliśmy, że będzie ona mieć dwóch reprezentantów, dołączając do Zarządu przedstawiciela Stowarzyszenia. Nie jest prawdą, jakoby „Wielka Polonia” zaproponowało na tę funkcję Piotra Dziewickiego. Owszem, z Piotrem omawiano formę jego przyjęcia do MKS, ale nie było propozycji włączenia go w skład Zarządu. Na przełomie marca i kwietnia, kiedy miała wpłynąć kolejna transza od „Wielkiej Polonii” doszło do spotkania, które przebiegło w burzliwej atmosferze. Członkowie Stowarzyszenia zapowiedzieli nam, że mogą dać klubowi pieniądze jedynie w formie pożyczki, która mogłaby zostać umorzona dopiero po spełnieniu ich postulatów. Jako MKS nie mogliśmy się zgodzić na takie rozwiązanie, mimo że w tym okresie mieliśmy już trzytygodniowe opóźnienie w wypłacie wynagrodzeń piłkarzy. Wiem, że trenerzy zaproponowali drużynie wystawienie weksli pożyczkowych pod zastaw wynagrodzeń. Dla mnie wydawało się to dziwne, ale kilku zawodników podobno wyraziło zgodę. Niebawem wypłaciliśmy zawodnikom połowę wynagrodzeń, a resztę uregulowano nieco później.
W jaki sposób uzupełniano kadrę zespołu „Czarnych Koszul”?
– W pewnym momencie na naszej skromnej giełdzie transferowej pojawiło się nazwisko Mariusza Ujka. Wytropił i porozumiał się z nim Adam Drygalski, ale Dziewicki był przeciwny pomysłowi sprowadzenia Ujka, głównie ze względu na oskarżenia korupcyjne, jakie w przeszłości spotkały tego piłkarza. Pamiętam, że gdy w trakcie pierwszego spotkania Ujek przedstawił swoje oczekiwania, prawie spadłem z krzesła. Chciał tyle, ile kosztowała nas połowa składu. Po kilku dniach porozumieliśmy się jednak i dodam, że Mariusz nie był najdroższym piłkarzem drużyny Dziewickiego. Ujek dostał jednak bonus po wywalczeniu awansu i jeszcze przed końcem ubiegłego roku rozliczyliśmy się z nim całkowicie. Na pewno jest profesjonalistą, bo zaszczepił w naszej drużynie właściwe podejście do pracy. Jego wkład w awans jest niezaprzeczalny, bo niejednokrotnie to on prowadził w szatni przedmeczowe odprawy wyręczając trenerów i górując nad nimi autorytetem.
Skoro był taki dobry, dlaczego nie ma go w trzecioligowej Polonii?
– Zaważyły podstawowe kryteria – wiek i zdrowie. Poza tym miał inne życiowe plany, dlatego nasze drogi się rozeszły.
A kto ostatecznie został drugim członkiem Zarządu z sekcji piłkarskiej?
– Jak dotąd nikt i nie znam uzasadnienia odmowy Stowarzyszenia, bo nikt się do nas w tej sprawie nie zgłosił. „Wielka Polonia” otrzymała propozycję zarządzania sekcją, ale kibice muszą mieć świadomość, że wejście do Zarządu pociąga za sobą określone obowiązki, również odpowiedzialność finansową. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami osoba ta pełniłaby jednocześnie funkcję kierownika drużyny, opisywałaby i podpisywała wszelkie wydatki dotyczące pierwszej drużyny, byłaby również odpowiedzialna za organizację meczów, również w kwestii kontaktów ze służbami bezpieczeństwa.
Ktoś w klubie szukał finansowego wsparcia z zewnątrz?
– W tym czasie prowadziliśmy rozmowy z różnymi firmami, ale pomoc uzyskaliśmy od grupy najwierniejszych przyjaciół klubu, których osobiście prosiłem o wsparcie. Również dzięki ich staraniom dograliśmy czwartą ligę i wystartowaliśmy w lidze trzeciej. Zatrudnienie kilku piłkarzy w zewnętrznej firmie powoduje zwolnieniem klubu z obowiązku opłacania ich składek ZUS. Deklaracji zatrudnienia zawodników pojawiało się sporo, ale ostatecznie to ja zatrudniłem jednego piłkarza i pan Włodek z firmy cateringowej. Błesznowski i Grzegorz Wojdyga znaleźli zatrudnienie w MKS jako trenerzy grup młodzieżowych. Od września załatwiliśmy pracę Marcinowi Stańczykowi, Piotrkom – Augustyniakowi i Tyburskiemu oraz Dominikowi Lemankowi. Ten ostatni zresztą dobry zawodnik i porządny człowiek otrzymywał z klubu bardzo dobre wynagrodzenie załatwiliśmy jemy dobrze płatną prace i jeszcze dostawał półtora tysiąca złotych ekwiwalentu na wynajem mieszkania. Według mnie to nie mało, ale gdy w grudniu zaproponowaliśmy piłkarzowi, żeby sam opłacał mieszkanie, odmówił. Dlatego musieliśmy się rozstać z Dominikiem. Generalnie kwestie dodatkowych zarobków piłkarzy zostały zorganizowane i opłacone przez ludzi niezwiązanych biznesowo z klubem i Stowarzyszeniami ani nowo powstałą spółką. Dziś jakby zapominamy o tym i wszyscy narzekamy, na niską pozycję w tabeli. Zrobić awans nie jest trudno, wystarczy wziąć kredyt i kupić odpowiednich graczy. Wojciechowski już to kiedyś przerabiał i odbiło mu się to czkawką. Na pewno lepiej i bezpieczniej jest zbudować drużynę na zdrowych zasadach. Awansowaliśmy do trzeciej ligi i w niej gramy, tak jak nas na to stać.
Piotr Szczechowicz nie sprostał oczekiwaniom, ale być może błędy popełniono w przygotowaniach zespołu do rundy jesiennej?
– Po wywalczeniu awansu do trzeciej ligi po raz kolejny mówiło się o zmianie trenera, ale Dziewicki nadal cieszył się naszym zaufaniem. Mimo, że po raz ostatni dobry mecz rozegraliśmy z MKS Ciechanów. Potem było już gorzej i gdyby Bug nie przegrał w Ostrołęce, to z naszym awansem mogło być różnie. Niemniej sztab szkoleniowy poczuł się na tyle pewnie, że nie przyjmował już żadnych uwag. Po fatalnym meczu z Węgrowem na klubowym Facebook’u pojawił się krytyczny tekst i na reakcję Piotrka i Kota nie trzeba było długo czekać. Obaj zamknęli w pokoiku klubowym chłopaka prowadzącego fanpage, zmuszając go do wydania haseł i przekazania administracji strony Kotowi.
Dlaczego w gronie oponentów znalazł się Michał Libich?
– Wiedząc, jak trudno będzie dopiąć budżet w trzeciej lidze zakładałem uzupełnienia kadry głównie piłkarzami z naszej młodzieżówki. Na tym tle doszło do zatargu pomiędzy Piotrkiem, a Michałem Libichem. Między trenerami doszło nawet do szamotaniny, a niebawem wyszło na jaw, że Dziewicki na rynku transferowym działa indywidualnie, poza strukturami klubu. Atmosfera daleka była od ideału, mimo to uważałem, że Piotrek powinien poprowadzić drużynę w trzeciej lidze. Liczyłem, że wzmocnienia wpłyną na zmianę nastrojów. Piotrkowi zależało na pozyskaniu Adama Czerkasa, bo Strzałkowski grał jesienią poniżej naszych oczekiwań. Strzała to człowiek inteligentny, dużo nam pomógł i jest mi przykro, że złapał kontuzję zerwania wiązadeł. Z drugiej strony nie byliśmy w stanie sprostać jego oczekiwaniom, bo zażądał stuprocentowej podwyżki. Równolegle były prowadzone rozmowy z Wojciechem Szymankiem i Stańczykiem, z którymi również szybko się porozumieliśmy. Trenerzy obserwowali jeszcze kilku innych kandydatów i dzięki temu dołączył do nas Michał Steć. Z trudem, ale kadra drużyny została w końcu dopięta.
Jaki był powód kolejnego zgrzytu z trenerem?
– Po dwóch latach nieprzerwanej pracy pozwoliłem sobie na tygodniowy urlop. W tym czasie trenerzy mieli ustalić terminy meczów sparingowych. Po moim powrocie dowiedziałem się, że nie dojdzie do konfrontacji z Raciążem i Milanówkiem. W ostatniej chwili udało nam się porozumieć z Konstancinem, Cracovią, Bełchatowem i drużyną z Izraela. Przygotowania do sezonu kosztowały nas w sumie 17 tysięcy. Przy tej okazji warto wiedzieć, że wynajęcie autokaru na mecz wyjazdowy to kwota od 1000 do 1800 złotych, a koszt posiłku dla drużyny to 650 do 700 złotych. Drużyna Dziewickiego jadła dwa razy, przed i po meczu, czyli wyjazd ligowy kosztował klub trzy tysiące. Niebawem trener zakomunikował, że chce rozwiązać kontrakt z Czerkasem, bo opuścił trzy trening, zgłaszając kontuzję. Adam nosił nawet opatrunek na nodze, ale w trakcie spotkania z trenerami widać było ich negatywne nastawienie do piłkarza. Starałem się załagodzić konflikt, wiedząc, że w przypadku rozwiązania kontraktu musielibyśmy wypłacić Czerkasowi sporą kwotę odszkodowania. Wówczas trenerzy wyszli z pomysłem reaktywacji „Klubu Kokosa”, czyli wysłania Adama do biegania po schodach. A wszystko działo się tuż przed startem ligi. Przyznam, że byłem mocno zawiedziony.
I to zadecydowało o rozstaniu MKS z Dziewickim?
– W czwartek, przed sobotnią inauguracją zorganizowałem w dla zespołu nabożeństwo, a po nim spotkaliśmy się z radą drużyny. Nie mogłem niczego obiecać, nawet premii, bo nasza kasa była pusta. Po wyjściu piłkarzy spotkaliśmy się z Dziewickim, któremu zaproponowałem trzy tysiące złotych wynagrodzenia netto wystawionego na fakturę VAT oraz zwrot 19-stu procent podatku. W sumie trener zarabiał trochę ponad cztery tysiące brutto. Stawka, jak na ten poziom rozgrywek dosyć wysoka, ale uczciwa i na pewno do zaakceptowania. Tyle, że Piotr zażądał dodatkowego zabezpieczenia, bo jak argumentował – już nam nie ufał. W jego kontrakcie miał pojawić się zapis, że w przypadku rozwiązania umowy otrzyma dwukrotność wysokości umowy rocznej. Proszę mi wierzyć, na taki zapis żaden klub w Polsce nie wyrazi dziś zgody. Czasy, gdy piłkarze i trenerzy wynosili zarobione pieniądze w torbach na sprzęt, minęły bezpowrotnie. Tymczasem Piotr stwierdził, że w przypadku odmowy, nie pojawi się już w klubie. Następnego dnia, w piątek rozmawiałem z nim telefonicznie prosząc, żeby pojechał z zespołem do Sieradza, bo drużyna musi mieć na ławce licencjonowanego trenera. Do ostatniej chwili nie wiedziałem czy pojedzie. Pojechał, a będąc na meczu zdziwiło mnie zachowanie asystenta Dziewickiego, który w pewnym momencie wdrapał się na płot i krzyczał do kibiców Polonii. Po powrocie powtórzono mi, co Kot mówił pod moim adresem. Wiem, że nastawiał kibiców przeciwko mnie, bo uciąłem mu dopływ gotówki.
Dziewicki również skarżył się w mediach na trudną współpracę z panem.
– Do końca byłem pewien, że ustalimy wspólnie warunki kontraktu. Dziewicki nie pojawił się już w klubie, przynajmniej w roli szkoleniowica Polonii. Drużyna była w dołku, bo przez pierwszy tydzień prowadził ją trener drużyny juniorów, Łukasz Chmielewski. Wiem, że dzwonił do Piotrka pytając o szczegóły zaplanowanych treningów, między innymi o sposób wykonywania stałych fragmentów
gry. Usłyszał w słuchawce: Spytaj zawodników, może ci powiedzą. Potem Dziewicki skarżył się w wywiadzie, że już od zimy czuł na plecach oddech Szczechowicza. To nie było zgodne z prawdą i wiem, co mówię, bo zawsze stawałem w jego obronie.
Ale to właśnie Szczechowicz zastąpił Dziewickiego na stanowisku pierwszego trenera…
– Bo jest dobrym trenerem i porządnym człowiekiem. Ma też spore doświadczenie w pracy z seniorami, w odróżnieniu do Dziewickiego i Kota. Zła atmosfera w drużynie i negatywne reakcje kibiców na pewno mu nie pomagały w pracy i każdy będący na jego miejscu miałby pod górkę. Szczechowicz wykonał kawał dobrej roboty i można żałować, że nie poszły za tym wyniki. Dziś nikt nie chce pamiętać o dobrej grze zespołu w meczach z Legią i Ursusem, a przecież trudna sytuacja miała wpływ na piłkarzy, rzutowała na nastroje panujące w drużynie. Do tego doszły jeszcze pechowo tracone bramki, często po indywidualnych błędach naszych zawodników. Szczechowicz wkładał w pracę dużo serca, spotkał się jednak z bardzo ostrą krytyką, chociaż wykonywał swoje obowiązki uczciwie. Potwierdził to również Darek Dźwigała, który przejął drużynę będącą w dobrej formie fizycznej i dobrze przygotowaną pod względem taktycznym.
Żaden szanujący się trener nie pozwoli, żeby ktokolwiek ustalał mu wyjściowy skład, ale Szczechowicz nie słuchał żadnych podpowiedzi i wystawiał piłkarzy na nietypowych dla nich pozycjach.
– Niestety, drużyna zaczęła źle rozgrywki, przykładem jest przegrana ze słabiutką Wartą i remis z rozbitym psychicznie Targówkiem. Szczechowicz nie obserwował zbyt wielu wcześniejszych meczów z udziałem Polonii i musiał dokonywać selekcji, szukać rozwiązań. Wiem, że analizował również wasze propozycje ustawienia piłkarzy na boisku. Kibice nie mieli jednak pełnej wiedzy o sytuacji wewnątrz drużyny, a przecież na formę piłkarzy wpływa dyspozycja w danym treningu, czy choćby drobny, ale dokuczliwy uraz.
Podobnie dokuczliwa jest kondycja klubu?
– Pozostał do spłacenia dług po czwartej lidze, około 107 tysięcy złotych. Gdybyśmy sprzedali wszystkie karnety, przy jednoczesnym odchudzeniu kadry, to zapewne wyszlibyśmy na zero, ale część kibiców, jak pamiętamy podchwyciła hasło: Nie kupujemy karnetów. Dzięki temu mamy dług, ale nie mamy Lemanka. Być może błędem był brak ujawnienia finansowych problemów przed rozpoczęciem ligowych rozgrywek, ale podobno wszyscy uczymy się na własnych błędach. 10 września doszło do porozumienia z „Wielką Polonią”. Nie udały też się ustalenia choćby w temacie podniesienia frekwencji na meczach. A dla nas to ważne czy na trybunach zasiądzie tysiąc, czy ponad tysiąc widzów. Inne wpływy i inne koszty meczowe, ale na pewno wyższa frekwencja umożliwiłaby nam systematyczną spłatę zadłużenia, na przykład w planowanej wysokości 17 tysięcy złotych miesięcznie. Pozostaje nadal problem z oficjalną stroną internetową klubu, bo po odpięciu Facebook’a, na którym mogliśmy publikować wszystkie istotne informacje, straciliśmy taką możliwość. Szkoda, bo uaktualniana na bieżąco strona pozwoliłaby na skonfrontowanie z informacjami rozpowszechnianymi choćby przez Kota.
Czy piłkarze doczekają się klubowego fizjologa?
– Fizjolog w klubie był, ale odszedł, bo nie chciał współpracować ze sztabem Dziewickiego. Po jego odejściu wrócił do klubu, a to również daje wiele do myślenia.
A jest szansa na osiągnięcie porozumienia MKS-u z „Wielką Polonią”?
– Od 10 września 2014 roku obowiązywało nas kolejne porozumienie, dotyczące deklaracji wpłat na funkcjonowanie pierwszej drużyny. Zgodnie z umową mieliśmy otrzymywać dziesięciu tysięcy złotych miesięcznie. Otrzymaliśmy dwie takie wpłaty, a następnie jedną w wysokości dziewięciu tysięcy. Przypomnę tylko, że te pieniądze były zaliczane do budżetu, toteż ich brak w kolejnych miesiącach spowodował debet. Mieliśmy za to kolejną kontrolę z „Wielkiej Polonii”, chociaż po pierwszej kontroli, ze stycznia ubiegłego roku, nie dostaliśmy raportu. Umówiliśmy się, że w ciągu dwóch tygodni od zakończenia drugiej kontroli otrzymamy protokół. Do tej pory czekamy, a szkoda, bo ujawnienie raportu prawdopodobnie oczyściłoby obecną nie najlepszą atmosferę i być może zwiększyło frekwencję na meczach.
A jak wypadła kontrola klubu przeprowadzona przez Urząd Miasta?
– Tę kontrolę zawdzięczamy panu Markowi Troninie, z którym nigdy nie mieliśmy nawet słownej utarczki. Witaliśmy się i rozmawialiśmy, normalnie jak ludzie na poziomie i nagle okazuje się, że pan Tronina złożył na nas donos do dyrektora Biura Sportu w miejskim Ratuszu. Zwykle urzędowe kontrole przeprowadzane są w klubach, co sześć, osiem lat, a my mieliśmy ostatnią kontrolę dwa lata temu. Ta ostatnia trwała trzy, powtarzam trzy miesiące i… nie wykazała żadnych nieprawidłowości, a dotyczyła całokształtu działalności klubu. W tym momencie należałoby panu Markowi serdecznie podziękować, bo dzięki jego nadgorliwości MKS został całkowicie oczyszczony z wszelkich zarzutów. Podobnie jak po dwóch kontrolach „Wielkiej Polonii”.
Szkoda, że wcześniej tego nie nagłośniliście, ale czy teraz nie byłaby wskazana pełna transparentność?
– Czasami trzeba podejmować trudne decyzję, a ujawnianie wszystkich faktów, w tym także konfliktów i nieporozumień, nie wpływa pozytywnie na wizerunek klubu. Uważam, że wyniki trzech kontroli stanowią pełną transparentność naszej dotychczasowej pracy i tak naprawdę długo zastanawiałem się, czy rozmawiać publicznie o wydarzeniach, jakie miały miejsce w trakcie minionych prawie dwóch lat funkcjonowania MKS Polonia z drużyną seniorów. Do udzielenia tego wywiadu namawiało mnie kilka osób, argumentując, że ze strony MKS musi w końcu przedstawić rzeczywistą sytuację klubu. Zwyczajnie, po ludzku jest przykro, że zarówno mnie, jak i osoby ze mną współpracujące, w większości społecznie, opluwane są przez część polonijnej społeczności. Utrzymanie drużyny to wydatek około 65 tysięcy złotych brutto miesięcznie i w dużej mierze pozyskanie tych środków jest wynikiem naszych wspólnych działań. Po zsumowaniu wszystkich wpływów mogę z pełną odpowiedzialnością poinformować, że przez półtora roku na działalność pierwszej drużyny otrzymaliśmy około 145 tysięcy złotych od „Wielkiej Polonii” i pomiędzy 60, a 70 tysięcy od Stowarzyszenia Polonia Warszawa.
Dokąd zmierza obecna Polonia?
– Jako przedstawiciele MKS jesteśmy już zmęczeni utrzymywaniem drużyny seniorów. Nas jest w sumie tylko trzech, dlatego porozumienie całej społeczności Polonijnej jest bardzo potrzebne, bo byłoby dużym wsparciem osobowym. Do wszystkich działań są potrzebni ludzie. Tymczasem w naszym środowisku nadal funkcjonuje prosty tok myślowy – ktoś utrzymuje klub, bo coś z tego ma. My nic nie zyskujemy. Od Wojciechowskiego bo takie są pogłoski nie dostajemy ani złotówki, nie zaciągamy kredytów, własnej nerki też nie sprzedałem i w ten sposób ucinam wszelkie plotki. Pieniądze pochodzą od konkretnych osób i firm, które jednak chcą zachować anonimowość, dlatego wpłaty nazywane są darowiznami. Ostatnio odbyło się walne zgromadzenie statutowe MKS, w trakcie którego zatwierdzono punkt o rozpoczęciu działalności gospodarczej, z której zyski będą przeznaczone na statutowe cele działalności klubu. Dzięki temu prezentując na meczach reklamy i loga firm sponsorujących zespół seniorów, nie grozi nam obcięcie dotacji miejskich dla
młodzieżowców z MKS.
Ujawni pan szczegóły negocjacji ze Spółką, która miałaby w przyszłości przejąć zespół seniorów „Czarnych Koszul”?
– W połowie listopada, na spotkaniu z Radą Nadzorczą spółki, przedstawiciele MKS wyrazili wolę bezpłatnego przekazania drużyny seniorów, wraz z kartami zawodniczymi zawiązanej niedawno Spółce. Osobiście poinformowałem również, że rezygnuję z zarządzania zespołem. W grudniu otrzymaliśmy wiadomość, że Spółka nie jest jeszcze przygotowana ani organizacyjnie ani finansowo do przejęcia opieki nad zespołem seniorów. W tej sytuacji poinformowałem Zarząd MKS, jak również przedstawiciela Spółki o rozwiązaniu części kontraktów z zawodnikami, bo do 20 grudnia można było to zrobić bez odszkodowań. Jesteśmy gotowi oddać Spółce całość klubu, również młodzież, ale przy założeniu, że Spółka w ciągu najbliższych 36 miesięcy zorganizuje klub w całość wraz ze stadionem i jego dzierżawą oraz rozbudowaną infrastrukturą klubową. Na razie otrzymaliśmy informację, że Spółka wesprze drużynę kwotą 10 tysięcy złotych miesięcznie, ale pewności nie ma, bo właściwe dokumenty do dziś nie zostały podpisane. Jeśli seniorzy zostaliby przekazani Spółce, to musiałoby to odbyć się bez strat z miejskich dotacji dla grup młodzieżowych. Są ludzie pomagający Polonii bezinteresownie, jak w zeszłym sezonie Pan Michał Listkiewicz, czy Pan Aleksander Morika, użyczający mieszkania naszym zawodnikom jedynie za opłatę czynszu.
Wokół klubu często pojawiają się jednak ludzie szukający okazji do zdobycia łatwej kasy, a my musimy przede wszystkim pilnować interesu naszej młodzieży. Działamy bezinteresownie i reprezentując MKS nieodpłatnie przekazalibyśmy pierwszy zespół tyle, że tak naprawdę nie mamy komu. Nas się teraz szykanuje i przeszkadza w działaniach, ale ludzi obrażających dziś MKS i mnie osobiście mógłbym zapytać: gdzie byliście, gdy Król topił Naszą Polonię? Ze Stowarzyszeniem „K6” nie mamy żadnego porozumienia i oświadczam, że nie mam nic do ukrycia przed kibicami, a mówię to mając w ręku wyniki ostatniej trzymiesięcznej, szczegółowej kontroli przeprowadzonej przez władze miasta. Mamy na dziś około stutysięczne zadłużenie, które do końca czerwca chcemy uregulować. Temu służą nasze bieżące działania. Chciałbym jeszcze raz podziękować naszym kibicom, za to, że kupują bilety i przychodzą na nasze mecze. Musimy działać wspólnie, po to, żeby Polonia nadal funkcjonowała, żeby kibice mogli przyjść na Konwiktorska i poczuć polonijny, warszawski klimat.
Świetny wywiad! Myślę, że wiele wyjaśniło w kwestii sytuacji w klubie i postrzegania samego Pawła Olczaka. Bilet na mecz=dalsza egzystencja naszej Polonii, przynajmniej do czasu kiedy nie znajdzie się drugi „Wojciechowski”.
Panie Olczak, teraz pan płaczesz że kibice nie kupili biletów i jest dług w kasie. To trzeba było chcieć gadać z nami pół roku temu, gdy problem się pojawił. Gdyby wtedy była otwartość – nie chodzi mi o sprawy z Dziewickim i Kotem, w to nie wnikam, każda strona ma swoje zdanie i, szczerze mówiąc, trochę nie wypada pomawiać innych za ich plecami. Ale to zostawmy.
Na szczerość trzeba było się zdobyć wtedy gdy problem się pojawił. Bo teraz to sytuacja jest taka, że zespołu nie ma, a Polonia leci do czwartej ligi. I co? I teraz prośby do kibiców. Nim wrócimy do I. ligi i pojawi się telewizja a wraz z nią prawdziwi sponsorzy, jesteście na nas skazani, to my będziemy ratować tę drużynę, finansować ją i pomagać jej.
Poza Napoleona tutaj nie pomaga, a wręcz przeciwnie – szkodzi. Trzeba rozmawiać, bo jak się nie rozmawia to ma się 107 tysięcy złotych długu, brak piłkarzy w kadrze, brak kibiców, brak sponsorów i brak szans na to żeby choćby przetrwać w III lidze. Zadowolony pan jest?
:sztandar:
„Szczerze mówiąc, trochę nie wypada pomawiać innych za ich plecami.”
Ten wątek pojawił się już dziś w kilku polonijnych miejscach i jest to hipokryzja najwyższych lotów. Olczakowi masa osób zarzucała złodziejstwo, przekręty i inne wątki kryminalne. To co się działo na forum w tym temacie tak mniej więcej rok temu, stawiało Olczaka na równi z największymi zbrodniarzami tego świata. Teraz były dwie kontrole, donosy „polonistów od 2013 r.” i co? Olczak mówi kilka słów na swoją obronę i jest raban, dzieli środowisko 🙂
Kot już Wam odpowiedział:
W skrócie bla, bla, bla. Czekanie na nowego Wojciechowskiego nie ma sensu, kto i po wała miałby interes żeby tu inwestowac? Oczywiście, po wspaniałym ubiegłym sezonie, z cudowna atmosferą na tybunach, sporoa ilościa kibiców i przyjazna prasą taka szansa była i to wy ją zniszczyliście. Zniszczyliście atmosferę, drużynę i wszystko co się dało. Została nas garstka, a i tak mocno podzielona, łacznie z Benito który jako „szef” kibiców skutecznie odstrasza i osmiesza. Bardzo mi przykro ale ja tu nie widzę szansy na cokolwiek, spiperzyliście cud który dokonał sie ro temu i drugiego nie będzie. Jeśli te Ząbki sie potwierdzą, wcale lepiej nie będzie.
Może w końcu przestaniecie walić jadem. Od roku, cały czas, wszystko co zrobił/powiedział PO było totalnie krytykowane! MOŻE CZAS NA NOWY ROZDZIAŁ W ROZMOWACH! LUDZIE ZACZNIJCIE MYŚLEĆ O POLONII A NIE O TYM CO, KTO MOŻE UGRAĆ! Na początek, trzeba dograć i utrzymać ligę! Wszystkie strony są winne! Powinniście zastanowić się najpierw na błędach popełnianych przez samych siebie, a następnie jechać po innych. Szkoda tylko że P. Olczak dopiero teraz odkrywa te sprawy. Dialog i transparentność p. Pawle to podstawa! Rozumiem iż, nie można mówić wszystkiego publicznie, lecz w Naszej sytuacji potrzebna jest większa transparentność. Strony muszą odbudować zaufanie wobec siebie!!! Bez tego nie ruszymy. TO SIĘ TYCZY WSZYSTKICH STRON TEGO KONFLIKTU!!!
W „socios” nigdy nie wierzyłem, w Naszej sytuacji to utopia! lub najwyżej 3 liga.
Ja napiszę krótko, bo nie ma sensu się do tego bełkotu odnosić:
Panie Olczak, mogłeś być bohaterem, a jesteś grabarzem Polonii 🙁
Może zamiast pisać, że to bełkot i kłamstwa niektórzy zechcieli by się wysilić odnosząc do konkretnych tematów poruszonych w tym wywiadzie. Mowa tutaj o osobach z kręgu WP
A może skany tych wspaniałych protokołów kontroli wrzucić na stronę?
Jak dobrze, że jest O(L)czak, pracuje za darmo i ciągle myśli o klubie.
K..wa sprowadził Polonię na kolana zrobił z nas chłopców do bicia przez Targówki, Sieradze i inne Kleszczowy i jeszcze opowiada androny.
Sorry, ale będę chodzi na CLJ i na kosza.
Dobry wywiad, obszerny (ciekawe też ile linijek nie przeszło autoryzacji pana O.)
Jakieś tam światło na pewne wydarzenia i to co się dzieje w klubie z perspektywy MKSu zostało rzucone.
Jest pat, a poprawy nie widać.
Niby cała przepychanka toczy sie o dobro (i każdy „dązy” do tego soją drogą, w co chcę wierzyć) Polonii ale to ona ciągle na tym traci. sportowo, wizerunkowo, szkoleniowo.
Żeby paru chłopa nie potrafiło sie dogadać 😕
Skoro mamy relacje ze strony MKS, liczę na podobną odpowiedź WP i Stowarzyszenia Popielarza. Będzie widomo jak sprawa wygląda u wszystkich zainteresowanych.
Ech miałem nie pisać już więcej ale jeszcze jedno.
Środowisko polonijne jest malutkie, znamy się dobrze i wszyscy wiemy że zarówno Piotrek jak i Emil to bardzo sympatyczni ludzie. Będąc trenerami ZAWSZE gdy wchodzili do CK mówili wszystkim „dzień dobry”, ba witali się ze wszystkimi. Na obiekcie ZAWSZE znajdowali czas na chwilę rozmowy z kibicami i odpowiedzi na te głupawe pytania, że X powinien grać a Y nie.
Natomiast dyr. Olczak zawsze był nabzdyczony, i nie był skłonny do rozmów.
I teraz z wywiadu bije dobroć, bezinteresowność Olczaka i zło, nienawiść, kręcenie prywaty przez Piotra i Emila.
Zabrakło pytania o cenę za piasek(lub piłki), zabrakło pytania o przeznaczenie pieniędzy z transferów młodych piłkarzy, zabrakło pytania o konkursy na dostawę sprzętu (jak ta Zina wygrywa), mozna też było pytać o głosny wiosną 2014 r. temat transferu Kucza do Niemiec (podczas gdy pytali o niego Anglicy – dlaczego piłkarz o tym nie wiedział).
Ogólnie fajny wywiad, fajna robota (że tez Wam się chce=> jesteście jedynym źródłem info nt. Polonii) ale Olczakowi nie wierzę jak psu.
Wywiad bardzo dobry, konkretnie wszystko przedstawione. Czekam na odpowiedź drugiej strony i również rzeczowe argumenty (a nie np. awanturowanie się). Nie rozumiem tych co zapowiadają, że nie przyjdą na mecze. Czuję się Polonistą i nie opuszczam drużyny, gdy mnie potrzebuje. Mogą nam się nawet różne rzeczy nie podobać, drużyna grać słabo, ale Czarne Serce zobowiązuje. A kto może się dogadać niech pomyśli jeszcze raz o tym co jest tutaj najważniejsze – nasz unikalny klub. Warto zakopać oręż i jeszcze raz spróbować rozmów, przemyśleć sprawy. Bądźmy mądrymi Polonistami przed szkodą.
Fakt, mamy stanowisko drugiej strony, ale nie traktujmy tego, jako wywiadu. Widać, że w trakcie autoryzacji wypadły również niewygodne pytania, co mówi samo za siebie. Nie jest to w żadnym wypadku zarzut wobec Kwikstera, Luka i całej redakcji DS, chwała Wam i wielkie dzięki za ten i wszystkie inne materiały.
Mój komentarz wobec tego wywiadu, to słowa, jakie w ostatniej scenie, w ostatniej kwestii wypowiada do Jaśka Chochoł w Weselu St. Wyspiańskiego. Cytować nie będę, każdy je zna, albo przynajmniej powinien znać.
Nie mamy komu przekazać klubu:)))) i KTO TO MÓWI????:))))
Smiechu warte.
Kolejna??? była kiedyś kamera, czyny a dziś słowa?:)))
Szczechowicz może i jest „dobrym trenerem i porządnym człowiekiem … wykonał kawał dobrej roboty i można żałować, że nie poszły za tym wyniki.” Moze i super gość i światny kumpel ale swoimi autonomiczynmi decycjami przegrał tyle punktow, że tu nawet nie ma czego żałować tu trzeba zapłakać.
Klub funkcjonuje ledwo nad kreską inwestworzy nie ustawiaja sie w kolejce, boją sie wejść (co tu dużo pisać tu nawet kibice mają wy….ne, a co dopiero mówić o kimś z zewnątrz) wiedząc co sie działo i co teraz sie dzieje przy K6. Trzeba zatrzeć złe wraznie po Yyyrku przekręcajacym kasę i JW płacącym niebotyczną kasę i wtrącajacym się we wszytko, a tu wojna. Coś trzeba zmienić, a to powinien być priorytet dla mającego karty w ręku MKSu.
Mks chce się pozbyć kłopotu organizacyjnego ale też rzuca sobie kłody pod nogi nie chce oddać (wszystkiego) na innych zasadach niż te które przewijają się od lat i chyba wolą by dalej było betonowo. Wydaje mi się ze chca zeby nowy właściciel znalazł sposora typu Józek z tą róznicy by kasa co jakiś czas płynęła do MKS stąd rozpacz o to że jak JW się kręcił nie udało się uszczknąc nic z jego kiermany, choćby części tego co zarobili podpowiadacze i agenci orbitujacy wokół VIPa). i pewnie SKSPW jest dla nich najbardziej odpowiednie do takiej wizji.
Popielarz i przyjaciele chcą przejac ale po swojemu w swoim gronie na oklepanych zasadach (od czerwca) bo kasy u nich nie widać na razie.
WP ma w gronie ciekawych ludzi i swój pomysł, a na który reszta nie chce przystać, może utopijny ale zabezpieczajcy klub przed losem który parę razy nas dopadł, są elastyczni ale do pewnego stopnia. Kasa była przelewana ale ile można dotować coś z czego jest sie wyganianym. Gdyby nie kombinacje rok nie był by zmarnowany.
Mamy czekac na kolejny komunikat czy komentarz i żalach że mało ludzi, że nie ma wsparcia z trybun, że kolejna impreza niemasowa bo małe zainteresowanie, a klub kasy potrzebuje. Doprowadzili do tego że no to dla zarządzajacych będzie okazja by sie wykazać. To nie ekstraklasa.
Niech WP zrobi mobilizacje na jakiegoś najsłabdzego rywala i pokaze ilu kibiców za nimi stoi.
Świetna myśl zawarta w ostatnim zdaniu w powyższym komentarzu Wacha: niech faktycznie WP zrobi mobilizację na wybrany mecz i pokaże ilu kibiców za nimi stoi.
Jaka mobilizacja, co tu pokazywać? W poprzednim sezonie na Polonię przychodziło średnio 2,5 tys. osób, w nowej rundzie pewnie nie będzie więcej niż 500 osób. Do WP zapisało się tysiąc osób, więc pozostały tysiąc to osoby, które do WP nie należą (w tym ja), ale na mecze nie przychodzą, bo nie zgadzają się na to, co się w Polonii obecnie dzieje.
Chodziłem na mecze Polonii gdy było nas ok. 50 ludzi. Między innymi śp. Janusz. To też był III liga ale wszyscy byliśmy oddani ukochanemu Klubowi. Teraz chodzę na mecze z tzw. rozpędu i przyzwyczajenia. Czytając niektóre z pow. wpisów mam wrażenie, że ich autorzy mają głęboko w dupie Klub, a tylko chodzi im o dorwanie się do iluzorycznej władzy. Może i Olczak tytanem intelektu nie jest ale póki co to on należy do nielicznych dbających i walczących o dalszą egzystencję Polonii.
Nie jestem jakimś wielkim fanem Olczaka, Engela ani Popielarza, ale, niestety, smutna prawda jest taka, że wielokrotnie powtarzane kłamstwo o zepsuciu IV-ligowej atmosfery wyłącznie przez MKS jest teraz dominującą narracją. W rzeczywistości, dużą rolę odegrały chore ambicje, kolejność przypadkowa, Dziewickiego, popłuczyn po Korwinie Piotrusia Pana w czerwonych spodniach, pisowskiego oszołoma, specjalisty od blokowania miasta oraz ich akolitów. Napięli się ponad swoje możliwości, przegrali i nie potrafili znieść porażki. Ja ich nie winię za walkę „o normalność” (w ich mniemaniu i wydaniu), choć dla mnie było jasne, że niezdrowa fiksacja na punkcie socios, Supporters Direct, itd. skończy się źle, bo nawet jeśli mogłoby się to sprawdzić w Polsce (wątpliwe), to nie w Polonii (mało kibiców i podzielone środowisko), a na pewno nie w aktualnej sytuacji (gdzie „licencję” ma MKS). Ale po tym jak już było jasne, że są nieskuteczni i celów nie osiągną (nie to, że mogli, bo cele były nierealistyczne), powinien być zatkany nos, zaciśnięte zęby, wyrugowanie radykałów, wszystkie ręce na pokład i „będziemy martwili się w przyszłości; w II lidze”. Ja po prostu nie rozumiem, organizacji „kibicowskiej”, która wzywa do bojkotu karnetów i meczy, stawia warunki przy wpłatach na klub, zawiesza wpłaty, nie przyprowadza rzekomo dostępnych jej sponsorów do klubu, popiera trenera rezygnującego przed samym startem ligi (trener bogaty, te ok. 10-15 tys. zbawiłoby go?), nie przystępuje do spółki skupiającej różne środowiska (chociażby po to, żeby choć trochę sprawdzać co się tam dzieje i patrzeć innym na ręce, może w przyszłości oczarować większościowego akcjonariusza…)?
Czekam, bez złudzeń, na jakieś info o spółce, przejęciu, nowym sponsorze…
Dla jednego walka o normalność jest zamykana w cudzysłowiu i kwitowana niezdrową fiksacją na punkcie socios, dla drugiego społeczne władanie klubem to szansa na wyprowadzenie klubu na bezpieczne tory.
Ten pierwszy nie precyzuje do kogo ma należeć klub, ten drugi mówi że do naszej społeczności. Ten pierwszy mówi, że pomysły drugiego skończą się źle, ten drugi ma wiedzę i doświadczenie, i przeświadczenie że da radę.
Ten pierwszy każe drugiemu płacić do MKS-u, ten drugi chce płacić, ale chce płacić na coś na co ma wpływ, na coś co należy do niego.
Ten pierwszy wmawia drugiemu, że bojkotuje karnety, ten drugi mówi, że kupujemy bilety, a kasa będzie ta sama.
Ten pierwszy chce sponsorów, ten drugi jest gotów ich zdobywać, ale mówi: podzielcie się Polonią.
Ten pierwszy: wejdźcie do spółki – ten drugi: tak, ale na równych warunkach, nie po to, aby innym patrzeć na ręce, tylko budować klub na zdrowych podstawach.
Ten pierwszy…., ten drugi…..
Ten pierwszy…, ten drugi…
Ten pierwszy czeka, bez złudzeń, na jakieś info o spółce, przejęciu, nowym sponsorze…
Ten drugi – też czeka!
No, bo jeśli jest ten pierwszy i ten drugi, a każdy z nich ma inny pomysł, no i ten pierwszy – idąc „po bandzie”, niezbyt elegancko, mieszanką pijarowskich metod i niehonorowych czynów – eliminuje tego drugiego, to należy właśnie czekać, bez złudzeń, na jakieś info o podjętych przez „zwycięzcę” działaniach.
Należy, bowiem zadać pytanie: po cóż ten pierwszy wdepnął w glebę tego drugiego, jak nie po to, aby mu pokazać, jak należy „to” zrobić? Tak, więc ten drugi czeka – co oczywiste – aby mu ten pierwszy „pokazał”. Normalka.
Na co, natomiast, czeka ten pierwszy? On ma działać, nie czekać. A on, upojony zwycięstwem nad tym drugim, czeka…
Przypomina mi to baaardzo metody działania polskich polytyków (bez różnicy, z której opcji). Aktywni przed wyborami, nabzdyczeni, napompowani, niczem balon, krytykujący przeciwników politycznych, obiecujący, czego to nie zrobią, tak dla dobra Ojczyzny, jak i regionu, miejscowości, dzielnicy, a także prostego (krzywego tyż) obywatela – byle wyborca ich właśnie i ich pomysł na Polskę był łaskaw wybrać. No, a po wyborach? No, właśnie…
Do boju spółko, Polonia cię potrzebuje. To dla niej przecież powstałaś. To ty, spółko masz być jej zbawcą. To dla jej chwały zmiotłaś z powierzchni miłośników utopijnych i naiwnych idei… Na co czekasz?
Bo ja – czekam, bez złudzeń, na jakieś info o spółce, przejęciu, nowym sponsorze…
Nie lubię publicznie się spierać więc tylko kilka faktów:
1) MKS czyni kontakty do środowiska tylko wtedy gdy potrzebuje pieniędzy. Komunikacji np. w sprawie promocji wydarzeń (meczy, sparingów itp.) jest praktycznie żadna, mimo wielu wysiłków wolontariuszy. Do tego stopnia, że gdy chcieliśmy przekazać napoje za 25 tysięcy to nikt nie odbierał telefonu przez dłuższy czas. Szkoda.
2) Raport Troniny to nie był donos tylko raport rekomendacji do którego został zobowiązany na 4-stronnym spotkaniu z burmistrzem śródmieścia, gdzie byli przedstawiciele stowarzyszeń i spółki. Jego główną rekomendacją było jak najszybsze zarejestrowania MKS w Krajowym Rejestrze Sądowym aby obniżyć ryzyko znaczących zagrożeń prawnych i podatkowych. MKS zaakceptował taką zmianę głosami własnych członków na ostatnim Walnym w styczniu. Czyli uznał celowość takiego posunięcia i dobrze.
3) Kontrola finansów się nie skończyła bo się na dobre nie zaczęła. Każda kontrola finansowa bez wglądu we wszystkie dokumenty źródłowe jest bezcelowa i z powodu takiej odmowy nie będzie żadnych raportów kontroli. Być może wynik byłby pozytywny ale po prostu nie ma na jakiej podstawie tego stwierdzić.
Obecnie organizuje się spółka. Chociaż uważamy, że opiera się na kilku nierealnych założeniach to nie tylko nie przeszkadzamy ale nadal rozmawiamy zarówno o różnicach jak i obszarach wspólnych.
W styczniu kolejne kilkanaście osób wypełniło deklaracje przystąpienie do WP. Wszyscy członkowie dostali dzisiaj na email raport z działalności i plany na 2015. Zapraszamy każdego zwolennika Polonii. 22 lutego jest Walne Zgromadzenie o 16:30, będzie można kandydować do zarządu, zgłosić swoje argumenty, propozycje zmian itp.
P.S. Oli 23 – jak się nie ma argumentów to się stosuje atakuje osobisty. Wszyscy członkowie WP dostali treść uzgodnionego statutu spółki, który był modyfikacją tego zaproponowanego przez spółkę. Więc argumenty o „ideologiczności” stanowiska WP mają żadną wartość.