Życie kibica Polonii nigdy nie należało do najłatwiejszych. Można by w kółko powtarzać klasyki typu „nie ma lekko”, „całe życie pod górkę”, „ciągle wiatr w oczy” itp.
Oglądając wczorajsze wyczyny „Czarnych Koszul” w Grodzisku Mazowieckim przez cały czas zastanawiałem się czy może być jeszcze gorzej. Z minuty na minutę moja wiara w zwycięstwo i optymizm, mocno już sfatygowany dotychczasowymi wynikami drużyny, oraz całą otoczką wydarzeń w klubie, przygasał, aż zgasł.
Zacznijmy od początku. Wracając do wstępu i wspomnianego „nie ma lekko”, na mój dzisiejszy debiut na łamach „Dumy Stolicy” przypada krótkie zrelacjonowanie i oceny naszych graczy, a po tym, co dziś zobaczyłem na pewno lekko nie będzie, ani mi oceniać, ani zapewne ocenianym czytać.
Dobre złego początki nie zwiastowały, że mecz zakończymy w tak minorowych nastrojach. W pierwszych minutach mecz wyglądał na dość wyrównany i choć tempo gry nie powalało, a koronkowych akcji można było ze świecą szukać, to jednak podopieczni Piotra Szczechowicza lepiej odnajdowali się w tym bezładzie. W dobrych sytuacjach na otworzenie wyniku spudłowali niestety i Michał Steć i Marcin Stańczyk.
Druga połowa rozpoczęła się w podobnym tempie, co pierwsza, niestety dla nas, gospodarze zrobili to, czego nie udało się naszym graczom w pierwszych 45 minutach – wykorzystali nasze błędy w obronie i dwa razy wpakowali piłkę do bramki zagubionego Michała Brudnickiego. Pierwsza bramka w 56 minucie to prosta strata w środku pola Mateusza Glińskiego, prostopadła piłka pomiędzy naszych środkowych obrońców, sam na sam z naszym bramkarzem i pewny strzał w długi róg bramki. Drugi gol z 76 minuty to suma błędów naszego bloku defensywnego. Najpierw faul Dawida Klepczyńskiego w narożniku boiska, później dośrodkowana futbolówka przelatująca w szerz przez całe pole karne, minięcie się z nią Brudnickiego, oraz nieupilnowany przez Adama Grzybowskiego zawodnik z Grodziska, któremu pozostało jedynie dostawić głowę i tragedia gotowa. Co prawda już po utracie pierwszej bramki nasz trener wpuścił Adriana Ligienzę, Grzybowskiego oraz Aleksandra Tomaszewskiego, niestety poza pierwszym z wymienionych pozostali nie potrafili pomóc drużynie w odwróceniu niekorzystnego wyniku. Drużyna niby przyspieszyła, zaczęła się bardziej starać, jednak nie potrafiliśmy stworzyć klarownych sytuacji. Dodatkowo możemy mówić o furze szczęścia, gdyż mogliśmy ten mecz zakończyć z o wiele większym bagażem bramek. Grodziszczanie nastawili się na kontry i tylko dobrej pracy arbitrów, którzy odgwizdali dwa spalone w sytuacjach sam na sam, oraz nieskuteczności Damiana Jaronia, który trafił w poprzeczkę, możemy zawdzięczać tylko dwa trafienia, które znalazły drogę do naszej siatki. Jeszcze w 78 minucie zapaliło się minimalne światełko w tunelu za sprawą trafienia Adriana Ligienzy z podania wprowadzonego 3 minuty wcześniej Grzegorza Arłukowicza, ale to było wszystko, na co było dziś stać polonistów. Na zakończenie meczu, już w doliczonym czasie gry przed utratą trzeciego gola uchronił nas Brudnicki, trafiony w nogę w sytuacji sam na sam przez zawodnika gospodarzy.
No to oceniamy. W bramce bardzo niepewny dziś Brudnicki. Co prawda koledzy z obrony nie ułatwiali mu zadania, dopuszczając rywali do kilku groźnych sytuacji, ale i jego zachowania mogły by być lepsze. Ewidentny błąd przy drugim golu. Czy w naszej sytuacji możemy pozwolić sobie na grę z tak niedoświadczonym bramkarzem? Czy Paweł Błesznowski, który już kilka razy udowodnił swoją wartość dałby naszym obrońcom więcej pewności i lepiej ustawiał defensorów? Tego niestety się już nie dowiemy, a wspomniane błędy niestety obciążają konto naszego niedoświadczonego bramkarza.
Blok obronny, dziurawy dziś niczym ser szwajcarski. Nie wiem co się stało z Piotrkiem Augustyniakiem, ale z filaru obrony w tamtym sezonie, dziś był najsłabszym ogniwem. Sporo błędów przy wybiciach, no i to jemu uciekł napastnik przy pierwszym golu. Grzegorz Wojdyga też dziś mniej pewnie niż w poprzednich spotkaniach. W pierwszej połowie na bokach grali Kosiec – dość poprawnie, oraz Klepczyński – pierwsza połowa poprawnie, w drugiej wspominany wcześniej faul, po którym padła bramka. W drugiej połowie Rafał Kosiec poszedł do pomocy, a na jego miejsce wszedł Grzybowski – niestety błąd przy drugim golu.
Linia pomocy: Krystian Pieczara, Jan Dźwigała, Steć, Gliński, Stańczak. Niestety dziś Ci panowie nie byli w stanie rozegrać choćby jednej składnej akcji na połowie rywala. Najlepszy w poprzednim meczu Pieczara, dziś również był najjaśniejszym punktem naszej drugiej linii, niestety osamotniony nie był w stanie nic zdziałać. Po przerwie zobaczyliśmy również Ligienzę, Arłukowicza, oraz Tomaszewskiego. Dwaj pierwsi zrobili bramkę, jednak na więcej nie mieliśmy dziś argumentów.
W ataku osamotniony Marcin Kruczyk. Jak to mawiają napastnicy żyją z podań, a dziś tych podań Marcin nie dostawał. Biegał jak zwykle, walczył, przyjął kilka fauli. Jednak dziś po prostu nie miał z czego zrobić dla nas gola. Po zejściu w przodzie zastąpił go Krystian Pieczara, jednak i on pozbawiony podań był dziś bezsilny.
Podsumowując. Drużyna zagrała najsłabszy mecz w sezonie. Niestety wygląda na to, że nowy trener nie do końca wie jak poukładać wszystkie klocki. Nie widać również pomysłu na grę. Brak gry piłką, co było naszą siłą w IV lidze. Nie potrafimy zdominować środka pola, mimo gry pięcioma pomocnikami. Pozostaje liczyć na to, że Piotr Szczechowicz jak najszybciej znajdzie złoty środek na właściwe zestawienie naszych zawodników, chłopaki jak najprędzej otrząsną się po dotychczasowych niezadowalających występach, a wszystkie polonijne środowiska jak najszybciej się dogadają, co na pewno może się tylko pozytywnie przełożyć na postawę drużyny. Jednym słowem „nie ma lekko”!!
Pozostaje liczyć na to, że Piotr Szczechowicz jak najszybciej odejdzie. Razem z Olczakiem.
2014-09-04: Marcin Stańczyk został dziś oficjalnie uprawniony do rozgrywek w MKS-ie Polonia. Wcześniej zdążył rozegrać sześć meczów.
Jak to możliwe?