To był ciekawy wyjazd, bowiem gospodarzem meczu rozegranego na Konwiktorskiej była drużyna Amatora Maszewo. Maszewianie byli wymienieni na tablicy świetlnej na pierwszym miejscu, zawody prowadził ich spiker, tylko ich kibice nie dopisali – nawet nie wiem czy jacyś byli na stadionie. Był to mecz lidera ze zdecydowanie ostatnią drużyną tabeli, tak naprawdę już zdegradowaną. I to było widać. Ani przez moment nie było wątpliwości, kto wyjdzie zwycięsko z tej konfrontacji.
Od samego początku sunęły, więc na bramkę Amatora zmasowane i naprawdę groźne ataki Polonii. Na efekty nie trzeba było czekać nawet 10 minut. Ładny strzał z dystansu Wojtka Antczaka i zapaliła się jedynka w okienku gości. Odnoszę wrażenie, że nie popisał się w tym przypadku bramkarz Amatora. Miał piłkę na rękawicach i dosyć pechowo uciekła mu do siatki. Składam to na karb wczesnej tremy i niedogrzania tego zawodnika, bo swoją postawą maszewianin zadziwił później publiczność na K6.
Napór Polonii trwał nadal, lecz albo czegoś brakowało w wykończeniu akcji, albo też bramkarz wyłapywał, parował, piąstkował – miotał się jak w ukropie, ale jakże skutecznie. Do przerwy 0:1 dla Polonii i wszyscy czekali na pogrom w drugiej części gry, bo przecież bramki musiały wreszcie zacząć wpadać!
No i nic się nie zmieniło po przerwie, oprócz… dwóch zmian w drużynie Czarnych Koszul. Pojawili się Patryk Strus i Mateusz Gliński, zastępując Mateusza Sołtysa i Marcina Kruczyka. Nadal trwało oblężenie bramki Amatora, a okazji było bez liku. Mnie szczególnie podobała się akcja Mati Glińskiego, który bardzo ładnie zamarkował strzał w długi róg – bramkarz i obrońcy odeszli w tę stronę, natomiast Mara strzelił w krótki róg, tyle że tuż obok słupka, od zewnątrz. Wielka szkoda tej sytuacji, bo byłaby bramka – perełka. W tym czasie było już jednak 0:2, gdyż wcześniej, po zderzeniu na granicy pola karnego dwóch graczy Maszewa i ich chwilowej niedyspozycji, do piłki dopadł Adeniyi Lekan i skrzętnie wykorzystał osłabienie szyków obronnych gospodarzy. Nawet w tej sytuacji bramkarz Amatora był bliski skutecznej obrony! Publiczność się ucieszyła, choć gol padł w nieco problematycznym momencie, właśnie z uwagi na dwóch niezdolnych do skutecznej gry obrońców. Widziałem, że Piotr Dziewicki miał chyba nawet jakieś uwagi do zawodnika o kontynuowanie gry i oddanie celnego strzału, zamiast wybicia piłki na aut. Prawda jest jednak taka, że wyjątkowo drobiazgowy sędzia-aptekarz gry nie przerwał, a było tylko 0:1 – więc nie ma co wybrzydzać.
I tak trwał ostrzał bramki Amatora – po 65 minucie z częstotliwością około 2 strzałów na minutę. A bramkarz Maszewa bronił niczym Janek Tomaszewski na Wembley! Mówiąc uczciwie, wybronił maszewianom chyba z dziesięć bramek. W końcówce weszli jeszcze nominalni obrońcy – Adam Grzybowski i Kacper Lachowicz (za Michała Strzałkowskiego i Adriana Ligienzę), jednak z uwagi na brak zagrożenia ze strony przeciwników, zawodnicy ci dołączyli do ekipy starającej się coś ustrzelić. Kiedy już wszyscy myśleli, że skończy się na bardzo skromnym w tej sytuacji 0:2, bramkę – już w doliczonym czasie gry – strzelił właśnie jeden z tych nowych, Kacper Lachowicz. Sędzia wznowił jeszcze grę od środka, ale po kilkunastu sekundach zakończył spotkanie. Goście zebrali sporą porcję braw za walkę, bo biorąc pod uwagę różnicę w umiejętnościach, dali z siebie chyba wszystko. Prawdziwą owację stadion zgotował jednak bramkarzowi Amatora – zdecydowanie najlepszemu graczowi tego meczu.
Uciekliśmy więc Bugowi Wyszków, który jutro w Ciechanowie może nie mieć łatwej przeprawy z pałającym chęcią rehabilitacji po ubiegłotygodniowej porażce w Warszawie MKSem. Zobaczymy.
Oceny meczowe:
Bramka
Paweł Błesznowski – co tu oceniać, skoro miał on chyba dwie łatwiutkie obrony, po jednaj w każdej części gry?
Obrona
Dawid Klepczyński, Olek Fogler, Piotr Augustyniak i Adenyi Lekan. Później, jeszcze wspomniani Grzybek i Kacper (chociaż, czy oni aby na pewno grali w obronie?). Podobnie, jak w przypadku bramkarza – o grze obronnej trudno coś powiedzieć. Chłopcy zagrali pewnie i nie dopuścili do śladowego, nawet zagrożenia. Na plus – oczywiście aktywne włączanie się w grę przy ataku. Lekan i Kacper po golu, inni z szansami (tylko, że oprócz Błesznowskiego mieli je praktycznie wszyscy!). Złego słowa powiedzieć nie można.
Pomoc
Poza wymienianymi powyżej, jeszcze Dominik Lemanek (nazwany przez sympatycznego spikera z Maszewa Lemonkiem). Zmiennicy, tak naprawdę, też zasilali drugą linię Polonii. Gra dobra, urozmaicona, z wieloma ciekawymi zagraniami. Dużo strzałów bardziej i mniej udanych. Adrian popisał się jednym świetnym uderzeniem (znowu ten bramkarz!), Dominik robił wszystko, żeby zapisać coś na swoim koncie (a obiecywał mi to na facebook’u) – ale dziś nie wpadło. Wojtek z ładnym golem, Mateusz Gliński – już pisałem, drugi Mateusz, Sołtys – jedna ewidentna setka sam na sam… ale strzał, hmm, nie za dobry, no i kolejny plusik goalkeepera. Adam też zaznaczył swoją obecność, zagrażając bramce Amatora. Patryk – jak to on – szybkość, drybling, dośrodkowania, a także próby strzałów (i znowu ten gość w żółtej bluzie!). Trudno ich oceniać na poziomie prezentowanym przez przeciwników, ale grali fajnie dla oka i pewnie robiliby to, także przeciwko bardziej wymagającej obronie. Forma tej formacji wyraźnie zwyżkuje.
Atak
Michał Strzałkowski i Marcin Kruczyk. Obaj zmienieni, obaj nieskuteczni. Strzałę, to dziś prześladowało jakieś totalne fatum. Miał kilka super sytuacji, a jednak nic nie wpadło. Marcin też miał sytuacje bramkowe, choć nieco trudniejsze. Mam nadzieję, że Michał się wreszcie przełamie i znowu zacznie strzelać seriami, bo chyba ma aktualnie jakiś dołek formy. Swoje zrobili, ale powinni więcej. Podziwu godna postawa bramkarza nie może być całkowitym wytłumaczeniem braków zdobyczy snajperów czołowej drużyny tabeli. Nie dramatyzujmy jednak, bo chłopaki walczą i wypracowują sobie oraz kolegom dogodne sytuacje bramkowe. Oni również zaczną zdobywać gole.
Mecz mógł się podobać mimo, że Polonia nie osiągnęła (choć mogła osiągnąć) wyniku dwucyfrowego. Przecież (zapewne) ta dwucyfrówka by padła, gdyby nie…. kto był i oglądał mecz, ten wie, o kim myślę!
Po celnym strzale Adeniyi Lekana, publiczność tak bardzo się nie ucieszyła. Szkoda Michała Strzałkowskiego.
Janina……wybacz ja ja tego imienia nie lubię (moja siostra takie ma)….zero sportu…..
Wiem Ty …….byłaś na Tym meczu SZACUN WIELKI….ja?…jakoś odechciło mi się…tym bardziej JESTEM pełen podziwu…a Strzała?…..wie kiedy ma strzelić.
Wiem Betti (może pomyliłem logo..sorrry)…..też by była napewno, bo Wy? macie…..(cenzura)…i to fajne jest………
Głupio wyszło z Lekanem. Ale prawda jest taka, że zgodnie z zaleceniami obecnie piłkarze nie powinni przerywać gry gdy leży przeciwnik. Jest to obowiązek sędziego. Ma to zapobiec rwaniu gry gdy co chwilę jakiś grajek pada na murawę.
Dodatkowo stworzyła się zupełnie bezsensowna presja na zawodnika przy piłce, żeby przerywał. I tak było tutaj. Sędzia nie gwizdnął, a poza Lekanem wszyscy nagle przestali grać. To nie powinno mieć miejsca. Gest kulawego Garrinchy był pięknym poświęceniem dobrej akcji. Ale poświecenie to co innego a nakaz to co innego. A już sytuacja, kiedy wszyscy przerywają grę uważając, że zawodnik MUSI wybić piłkę, jest kuriozalna i niedopuszczalna. Za takie zachowanie należy się zawodnikom większy opiernicz niż Lekanowi. I naszym i tym z Maszewa, bo wszyscy się zatrzymali.
A inna sprawa, że od tego momentu mecz się zepsuł, zaczęła się ostra nieładna gra i dopiero w ostatnich minutach wróciło do normy.
Hmm, niejasna sprawa… Nie widziałam meczu (od najbliższego już jestem w końcu!), więc pewnie nie powinnam się wymądrzać, ale zawodnik nie powinien chyba przerywać z własnej woli gry i tyle. Lekan zachował się jak rasowy napastnik (pomimo, że nim nie jest!) – to chyba jednak na plus? Wiadomo, może być niesmak z pobudek czysto ludzkich. Sytuacja nie była jednak przy stanie 0:4, tylko przy 0:1, więc chyba trzeba wykorzystać sytuację. Z drugiej strony jestem też pewna, że radość z tego gola była dużo mniejsza.
Poza tym wielka radość z kolejnej wygranej!
:sztandar:
Strzała, do przodu!
każdy sportowiec, podczas zawodów, ma podniesiony poziom adrenaliny, która jak wszyscy wiemy, wytwarzana jest przez nadnercza (nazywana jest hormonem strachu, walki i ucieczki) więc, moi drodzy, nie ma co lamentować, że pan LEKAN zachował się , jak rasowy „fajter”, zobaczył wolną piłkę, wolną drogę do bramki więc kopnął i było 2:0, chwała mu za to. Mój przedmówca Archi bardzo dobrze opisał ten „problem” więc z mojej strony to wszystko