W sobotnim meczu ze Śląskiem w drużynie „Czarnych Koszul” zadebiutował Tomasz Wełna, a pierwszy raz w wyjściowej jedenastce w ekstraklasie pojawił się Konrad Wrzesiński. Osłabiona przez wyprzedaż warszawska drużyna ratuje się młodymi piłkarzami.
W tym sezonie ekstraklasę poznało dzięki Polonii aż 11 zawodników. Poza beniaminkami Pogonią Szczecin i Piastem Gliwice nie ma drużyny, która by pozwoliła na debiut większej liczbie piłkarzy. Szczególnie ostry atak nowych nastąpił w ostatnim tygodniu, w lidze ogrywała się dwójka – Wrzesiński i Wełna, ale też Mateusz Michalski, choć on dziewiczy występ zaliczył w poprzedniej rundzie.
Wrzesiński w sobotę w zakończonym remisem 2:2 spotkaniu ze Śląskiem nieoczekiwanie wyszedł do gry od pierwszej minuty. Na ławce rezerwowych zostali chociażby Daniel Gołębiewski i Paweł Tarnowski, w kadrze zabrakło miejsca dla Piotra Grzelczaka. – Trochę byłem zdenerwowany, ale wielkiego stresu nie było. Cieszyłem się, że mogę zagrać i to przeciw mistrzowi Polski, i do tego przeciw Sebastianowi Mili, którego tak bardzo podziwiałem jeszcze jako mały chłopak – mówił 19-letni pomocnik. – Debiut Konrada można uznać za obiecujący – oceniał asystent Piotra Stokowca Łukasz Smolarow.
Z Piaseczna przyszedł na Konwiktorską Michalski. Ma już za sobą w ekstraklasie trzy mecze, choć po zsumowaniu minut udałoby się uzbierać z tego jedną połowę. Debiutował latem na Konwiktorskiej przeciw Lechowi Poznań, w ubiegłym tygodniu wchodził na murawę na kilkanaście minut w Łodzi i w sobotę przeciw Śląskowi. Nie grał na swojej ulubionej pozycji, miał pełnić rolę defensywnego pomocnika, za każdy odważniejszy wybieg do przodu był karcony, ale po obu meczach usłyszał słowa otuchy.
Obecność Michalskiego na Konwiktorskiej wygląda bardziej na owoc przemyślanego skautingu niż rzecz przypadku. Sprowadzali go do zespołu Młodej Ekstraklasy Libor Pala i obecny dyrektor sportowy Paweł Olczak. Nie zapłacili za niego złotówki.
Wełnę można uznać niemal za wychowanka „Czarnych Koszul„. Na Konwiktorskiej grał kilka lat w drużynie juniorów, potem odszedł do Dolcanu Ząbki. Kontuzja omal nie przerwała mu kariery. Jesienią ubiegłego roku ponownie znalazł się w Polonii.
Oprócz tej trójki pierwszego meczu w ekstraklasie – oprócz piłkarzy zagranicznych – doczekali się jeszcze Sebatian Olczak i wypożyczony z Bełchatowa Piotr Piekarski. W kolejce czekają kolejni zawodnicy.
Sami piłkarze mają świadomość, że szansę na grę otworzyła im kryzysowa kondycja finansowa klubu. – Wyczuwamy, że to dla nas okazja, ale wcześniej w takim samym stopniu staraliśmy się o jak najwięcej szans do gry. Teraz również nie skupiamy się na tym, co dzieje się wokół klubu. Wszyscy wiedzą jaka jest sytuacja. Chcemy po prostu dać z siebie wszystko i podczas meczów ligowych jak najwięcej wnosić do drużyny – powiedział Michalski. – Na zarabianie przyjdzie czas później – dodał.
Pierwszy trener Śląska Stanislav Levý i asystent Piotra Stokowca Łukasz Smolarow podsumowali sobotnią potyczkę Polonii ze Śląskiem:
Stanislav Levý: – Początek meczu był w naszym wykonaniu bardzo słaby. Po kontrataku straciliśmy bramkę i do momentu strzelenia wyrównującego gola byliśmy mało aktywni, mało biegaliśmy i nie graliśmy agresywnie. Dopiero po zdobyciu bramki poziom naszej gry się podniósł i do przerwy prowadziliśmy 2:1. Później nadal chcieliśmy grać aktywnie, ale w łatwy sposób straciliśmy bramkę na 2:2. Chcieliśmy jednak zrobić wszystko, by wywieźć stąd trzy punkty. Stąd zmiany ofensywne – na boisku pojawili się Mateusz Cetnarski i Eric Mouloungui. Mieliśmy sporo sytuacji, ale nie udało się zdobyć trzeciej bramki. Przeciwnik czekał dzisiaj na kontrataki, a my często mu to uniemożliwialiśmy.
Łukasz Smolarow: – Mecz bez wątpienia był bardzo emocjonujący, sytuacja zmieniała się diametralnie. Spotkanie kosztowało nas bardzo dużo wysiłku, ale byliśmy na to przygotowani. Przez pierwsze trzydzieści minut realizowaliśmy to, co założyliśmy sobie przed meczem i nasza gra wyglądała naprawdę dobrze. Dwie minuty, w których straciliśmy dwie bramki, wstrząsnęły drużyną i były dla nas sporym ciosem. Cieszy jednak fakt, że potrafiliśmy jeszcze wrócić do gry. Z tego względu jesteśmy zadowoleni ze zdobycia punktu. Zwłaszcza, że to punkt zdobyty po kilku przegranych meczach, w których nie graliśmy źle. Wreszcie zapunktowaliśmy i w dalszej perspektywie ten punkt jest dla drużyny bardzo ważny. Na naszej grze odbija się też to, że trenujemy przeważnie na sztucznych boiskach. Myślę, że z tygodnia na tydzień operowanie piłką będzie w naszym wykonaniu lepsze. To kwestia dostosowania się do warunków panujących na naturalnych nawierzchniach.
O sobotnim meczu wypowiedzieli się również piłkarze obu zespołów:
Adam Kokoszka (obrońca Śląska): – Remis nas nie zadowala, Polonii z pewnością też. W ostatnich meczach jedną połowę gramy zawsze lepiej od drugiej. Jeśli chcemy ścigać czołówkę musimy to wyśrodkować i grać dwie równe połówki. W piłce nożnej wszystko jest możliwe, dogonienie Lecha i Legii też. Przewaga Legii nie jest mała, ale będziemy walczyli do końca. Wczoraj trener zapytał mnie, kiedy ostatnio zdobyłem bramkę. Czekałem na tę chwilę bardzo długo, bo ostatniego gola w lidze strzeliłem jeszcze w barwach Wisły Kraków.
Miłosz Przybecki: – Bohaterem dzisiejszego meczu jest na pewno Jacek Kiełb, który strzelił dwie bramki. Ustawienie, w którym gramy, bardzo nam odpowiada. Kiełb jest zawodnikiem, który dużo widzi na boisku i dobrze czuje się na środku, bo może rozgrywać piłki do boku na szybkich skrzydłowych, czyli mnie i Pawła Wszołka. Wygląda to nieźle, ale gdybyśmy byli bardziej dokładni, padałoby więcej bramek. Pierwszy mecz w wyjściowym składzie rozegrał Konrad Wrzesiński. W przerwie trener chciał zmienić ustawienie i go zdjął, ale zagrał dobrą pierwszą połowę. Mi pod koniec brakowało już sił, ale najważniejsze, że w końcu zdobyliśmy punkt. Po czterech porażkach jesteśmy zadowoleni z remisu, odetchnęliśmy z ulgą. Przykro byłoby przegrać po raz piąty z rzędu. Jeśli za tydzień wygramy z Ruchem na pewno będziemy walczyli o pierwszą trójkę.
Przegląd Sportowy przeprowadził wywiad z Miłoszem Przybeckim. Oto jego treść:
Po czterech porażkach punkt jest dla was cenny?
Miłosz Przybecki: Na pewno tak, bo jak się nie da wygrać, to trzeba chociaż zremisować. Po ostatnich przegranych spotkaniach możemy wreszcie odetchnąć z ulgą. W następnych meczach trzeba zdobywać po trzy punkty. W tej lidze każdy z każdym może wygrać, jest szansa, by doskoczyć do czołówki. Jeśli za tydzień wygramy z Ruchem, to możemy powalczyć o miejsce w pierwszej trójce.
Czy to pana zdaniem był mecz na miarę zespołów z czołówki?
Miłosz Przybecki: To nie było złe widowisko. Sporo akcji z obu stron, cztery bramki.
W końcówce dostał pan świetne podanie od Daniela Gołębiewskiego, ale w końcu stracił piłkę. Gdyby zdarzyło się to w pierwszej połowie, zakończył by pan tę akcję w inny sposób?
Miłosz Przybecki: Na pewno lepiej bym to wykończył, bo pod koniec spotkania brakowało mi sił. Najważniejsze, że jest jeden punkt.
Trener Stokowiec na przedmeczowej konferencji prasowej powiedział, że prezes kazał wam przekazać, że w następnym tygodniu zacznie przelewać na wasze pensje zaległe pieniądze…
Miłosz Przybecki: Liczymy na to, bo już czas, by otrzymać jakieś pieniądze.
Niemal w każdym meczu wasz szkoleniowiec próbuje nowych rozwiązań w ataku. Jak panu się podoba ustawienie z Jackiem Kiełbem na środku?
Miłosz Przybecki: Pasuje mi to rozwiązanie, bo Jacek dużo widzi na boisku. On lepiej się czuje na środku, bo może rozgrywać piłki do boku, do szybkich skrzydłowych: na mnie i na Pawła. To nieźle wygląda, musimy być tylko dokładniejsi.
Po raz pierwszy od początku zagrał Konrad Wrzesiński. jak się panu z nim współpracowało po prawej stronie?
Miłosz Przybecki: To był jego pierwszy mecz w pierwszym składzie, dobry mecz rozegrał. Trener zdjął po przerwie, bo chciał zmienić ustawienie.
W tej samej gazecie przeczytać możemy wywiad z byłym kapitanem Polonii Łukaszem Trałką. Wywiad jest bardzo obszerny, a w kontekście Polonii padły następujące stwierdzenia:
W Polonii był pan ulubieńcem Józefa Wojciechowskiego?
Łukasz Trałka: Na pierwszym spotkaniu dostałem od niego z patelni. W sumie każdy dostał, żeby było jasne. Po jakiejś porażce prezes wezwał całą drużynę. Każdy jednym zdaniem miał wytłumaczyć, dlaczego przegraliśmy. Co kto nie powiedział, wiadomo, że źle. Każda wypowiedź była naprawiana przez prezesa. Ostatnie półtora roku w Polonii byłem kapitanem i miałem częstszy kontakt z prezesem niż inni. Lubił też „Mierzeja”. Wróciłem kiedyś do domu po meczu z Wisłą, a po 20 minutach telefon od człowieka prezesa, żeby się pakować, bo lecimy do Barcelony na mecz z Realem. Ucieszyliśmy się z Adrianem Mierzejewskim, bo obaj kibicujemy Barcelonie. I trafiliśmy na mecz, w którym Barca zlała Real 5:0.
A przy okazji naskarżyliście na Pawła Janasa. Wojciechowski opowiadał w Polsce The Times: „To, co usłyszałem od Trałki i Mierzejewskiego, oznacza, że powinienem zgasić światło. Na szczerą rozmowę zdobył się Adrian. Wiadomo, że on się nie bał, że usiądzie za karę na ławce. Natomiast Łukasz nic nie mówił, słuchał i kiwał głową. Albo nawet nie kiwał. Łukasza przecież jakby co, to każdy trener posadzi na ławce. Adrian się nie boi„.
Łukasz Trałka: Dużo rzeczy zostało przekręconych, ale nie chcę już tego naprawiać. Zostawmy tak, jak było. W Hiszpanii nie wydarzyło się nic złego. Rozmawiałem o tym z trenerem Janasem, nie ma pretensji.
W kwietniu ubiegłego roku namawiał pan prezesa, żeby nie zostawiał Polonii.
Łukasz Trałka: Ale nie na siłę, nie na kolanach: „Prezesie, proszę zostać”. To była rozmowa w cztery oczy, normalna. Prezes powiedział, czego oczekiwał, co mu się nie udało. Po części go rozumiałem. Zainwestował dużo pieniędzy i oczekiwał mistrzostwa.
I okazał się niecierpliwy. Nie powie pan, że jego ruchy wam nie przeszkadzały.
Łukasz Trałka: Presja. Była, no była. Zebrała się specyficzna grupa i trudno nam było zrobić dobrą atmosferę. To był problem tej drużyny. Ciągle przychodzili nowi zawodnicy, z jeszcze lepszymi zarobkami. Nie było zżytej ekipy, spójności między nami. Porównując tamtą Polonię i obecnego Lecha, to dwa światy.
Ktoś mącił w Polonii?
Łukasz Trałka: Wszyscy wiemy o Edgarze Canim, Bruno. Zebrały się trudne charaktery, ludzie z różnych krajów, nie wszyscy mówili po polsku. Zrobił się kocioł.
Kapitan nie umiał nad tym zapanować?
Łukasz Trałka: Próbowałem. Marcin Baszczyński pomagał, jak mógł. Organizowaliśmy spotkania, wspólne wyjścia, próbowaliśmy rozmawiać przed treningiem, po nim. I nic.
W końcu się poddaliście?
Łukasz Trałka: Nauczyliśmy się żyć obok siebie, od meczu do meczu. Było widać, że chemii nie ma i nie będzie. Trenerom też było trudno. Przez trzy lata, jakie spędziłem w Polonii, miałem ich 11 czy 12. Nikt nie miał szans, żeby wprowadzić własne zasady, bo pracował tylko przez chwilę.
Kibice Polonii mają pretensje, że kapitan nie jako ostatni opuścił tonący statek, ale jako pierwszy.
Łukasz Trałka: Po ostatnim meczu sezonu z Zagłębiem padły ostre słowa. Przegraliśmy 0:4, mecz kończyliśmy z Łukaszem Teodorczykiem w bramce. Zostaliśmy wyśmiani, może i słusznie. Wiedziałem, że prezes odchodzi i jak to będzie wyglądało za dwa tygodnie. Dostałem ofertę z Lecha, w Polonii zostać nie chciałem. I wszystko.
:szal:
Czy Legia kupuje mistrzostwo na naszych oczach?
http://z-woleja.blogspot.com/2013/04/czy-legia-kupuje-mistrzostwo-na-naszych.html
:szal:
”Trener Stokowiec na przedmeczowej konferencji prasowej powiedział, że prezes kazał wam przekazać, że w następnym tygodniu zacznie przelewać na wasze pensje zaległe pieniądze…”
czy ja dobrze czytam , przecieram oczy nie wierzę – takie słowa moim zdaniem na konferencj prasowej nie powinny paść – jest to zły PIAR. – chyba, że tekst jest nie prawdziwy bo nie mam czasu sprawdzić wypowiedzi trenera w necie.
CZY ZNÓW ZACZYNĄ SIĘ teksty TYPU -przelew z WIEDNIA.
I tak dalej na zwłokę trochę pomataczyć , zadowolić naiwnych kibiców i piłkarzy.
a może poczekajmy jak pilkarze będą mieć kasę w reku i sami się POCHWALĄ
Zdecydowanie wolę młodzież niż Grzelczaka i innych z szybkiej łapanki za pięć dwunasta, niech się ogrywają bo nie wiadomo z czym przyjdzie nam wyjść na przyszły sezon. a nóż widelec dwóch czy trzech zaskoczy.
Gdyby był na szpicy egzekutor na pewno mieli byśmy parę punktów więcej.
Tralka :facepalm: zamilcz szczurze nie wybielaj się w mediach. Nie potrafiłeś swym wszech autorytetem w szatni ogarnąć Caniego i Bruno to kto ciebie na kapitana wybrał, te trudne charaktery, to spierniczyły z klubu przy pierwszej możliwej okazji uprzednio sprawdzając czy wypłata wpłynęła na konto. najemników można jeszcze jakoś zrozumieć maja płacone to grają, za to gracze krajowi którzy powinni mieć wpojone pewne zasady nie potrafią uszanować pewnych rzeczy. Józek wam płacił ponad stan, a wyników nie potrafiliście ugrać, za to kiedy tylko kurek został zakręcony daliście nogę psiocząc na klub mając gdzieś co się z nim stanie.