Zadzwonił dziś do mnie nasz Naczelny z pytaniem czemu się zaniedbuję i nie wysyłam materiału z ostatniego meczu. Prawda jest prozaiczna, mecz obejrzałem dopiero dziś, a nie chciałem się wymądrzać na podstawie migawek czy opinii innych ludzi. Ale do rzeczy – obejrzałem i piszę.
Czytałem Wasze wpisy na temat tego meczu i muszę się zgodzić, że pod względem organizacji gry, budowania akcji ofensywnych i ogólnego „wyrazu artystycznego”, był to zdecydowanie najlepszy mecz w tym, nazwijmy go, nowym, wiosennym składzie osobowym. Do dziś odnosiłem wrażenie, że tak chwalony przez nas trener Piotr Stokowiec robi dobrą minę do słabej sytuacji. Tymczasem zauważyłem drużynę grającą z wyraźną myślą taktyczną, rozgrywającą precyzyjnie swoje akcje, drużynę, w której poszczególne trybiki zaczynają ze sobą zgodnie i skutecznie współpracować. Trudno, przegraliśmy, ale widoki na dalsze mecze są bardzo obiecujące. Trener, dzięki przerwie na reprezentację, do której mówiąc szczerze dobrze, że nikogo nie dajemy, zyskuje czas na dopracowanie systemu gry przy aktualnych realiach osobowych. To napawa optymizmem, bo już kilka razy mieliśmy się okazję przekonać o jego magicznych pomysłach. To raczej Legia powinna się obawiać najbliższego spotkania. Byle nie było żadnych kontuzji komplikujących ustawienie.
Bramki. Straciliśmy dwie, obie głupawo, niestety. Pierwsza to typowy kocioł podbramkowy, w którym największą możliwość ustrzeżenia nas przed poniesioną stratą miał dobrze, poza tym, grający Martin Baran. Nie dość, że sam nie wykopał lecącej piłki na rzut rożny, to jeszcze nieco przeszkodził w takim zagraniu nadbiegającemu Jakubowi Tosikowi. Bywa, później Martin podobał mi się bardziej i był dużo pewniejszy od Igora Morozova. Druga brama to blamaż naszego pewniaka Aleksandara Todorovskiego. Po jaką cholerę, będąc ostatnim obrońcą zaczął się wdawać w kiwki przeciwko dwóm napastnikom tego nigdy nie zgadnę, a on chyba też. Mariusz Pawełek przy obu bez szans, a poza tym Mario kilka dobrych interwencji, zwłaszcza po strzale Dawida Plizgi z dystansu, w tym meczu pokazał.
Z przodu, jak zaznaczyłem na wstępie, było znacznie ciekawiej i lepiej niż dotychczas. Tradycyjnie dobrą partie rozegrali środkowi pomocnicy, z których, o dziwo, bardziej widoczny od Łukasza Piątka był Tomek Hołota. Ja ciągle czekam na jego pierwszą bramkę , myślę, że już dużo czasu to nie będzie trwało. Osobne słowa uwagi należą się naszym skrzydłowym, do których w tym meczu pragnę zaliczyć także Kubę Tosika. Słynny redaktor Roman Kołtoń twierdzi, że polska piłka skrzydłowymi stoi – i w przypadku Polonii pasuje jak ulał. Mieliśmy tam w tym meczu doborowe towarzystwo, bo oprócz wymienionego Kuby także Miłosza Przybeckiego, Pawła Wszołka i Jacka Kiełba. O to który z nich był najlepszy można by się sprzeczać, dla mnie wszyscy zagrali na bardzo wysokim poziomie. Do Miłego i jego dynamiki zdążyliśmy się już może trochę w tej rundzie przyzwyczaić, ale nastąpił znakomity powrót jesiennego Pawła i wreszcie (po słabym poprzednim występie) doskonały mecz Jacka. Chłopcy grali jak z nut. Żeby nie było za słodko, to przypominam, że ten mecz jednak przegraliśmy, a stało się tak również przez brak skutecznej egzekucji ze środka po bardzo dobrych dograniach ze skrzydeł. Z dwóch chyba najsłabszych naszych graczy, czyli napastników, bardziej podobał mi się Daniel Gołębiewski, on przynajmniej miał dwie szanse, może nie za łatwe, ale je stworzył, mimo że grał znacznie krócej od Piotra Grzelczaka. Może nasz nowy nabytek wreszcie, w co wierzy trener, zaskoczy, ale obawiam się, że to długaaaaa droga.
Kilka indywidualnych cenzurek. Jacek Kiełb – wszedł w bodajże 30 czy 31 minucie i od tego momentu Polonia całkowicie zdominowała Jagę na jej stadionie. Jacek kiedy gra, to pokazuje bardzo duże umiejętności i należy się modlić żeby nie złapał kontuzji. Kuba Tosik – z nim jest tak, że jeśli pojawia się na drobne epizody, to ma je zwykle bardzo niewyraźne. Tymczasem kiedy gra więcej nabiera pewności siebie i gra coraz to lepiej i lepiej! W tym meczu tyrał wzdłuż i wszerz boiska i nie miał praktycznie żadnej znaczącej straty. Brawo – tylko tak dalej Kuba! Miły – sam dynamit, te same walory co w poprzednich grach, teraz jakby nie aż tak bardzo rzucający się w oczy, ale to tylko z powodu, że zaczęli również dobrze grać inni. Wreszcie Paweł. Odetchnąłem z ulgą. Nasz Wszołi powrócił, w swoim najlepszym wydaniu. Duża ochota do gry, dobry drybling, ciąg na bramkę, akcje w polu karnym, z wieńczącym dzieło dograniem z 74 minuty, niestety nie wykorzystanym przez Dyzia. Zagrał jeszcze Mateusz Gliński, ale za krótko aby mu wystawiać jakąś ocenę. Należy to jednak odnotować, czekając na jego więcej minut i kolejne wejścia naszych młodziaków.
Pochwały, pochwały, a mecz przegrany 2:0. Bywa, nikt nie mówi, że piłka to gra sprawiedliwa. Wreszcie mecz w Poznaniu był nie tak dawno temu. Sprawę ustawiła stracona po dwóch minutach gry bramka. Wszyscy wiedzą co się wtedy dzieje w naszej lidze – szczęśliwy zdobywca może już tylko czyhać na kontry, a nieszczęsny poszkodowany musi pracować nad atakiem pozycyjnym. Sytuacja mogła ulec zmianie gdyby, skądinąd dobrze sędziujący mecz, pan Paweł Pskit gwizdnął karnego za obalenie w polu karnym Kuby Tosika. Ja nie umiem powiedzieć czy karny był czy nie, ale jego odgwizdanie było możliwe, a po wyrównaniu wyniku, prawdopodobnie nasi by tę Jagę popchnęli.
Ale proszę, nie denerwujmy się, że tytuł się nieco oddala, bo uczciwie mówiąc to cud, że jesteśmy tu gdzie jesteśmy, czyli ciągle na pudle, bo inni z czuba zdecydowanie zagrali dla nas. No może Śląsk nie musiał koniecznie strzelać w 90 minucie, haha.
Na derby patrzę z umiarkowanym optymizmem, bo w prawdzie oni zaczynają grać to czego się od nich oczekuje, ale ciągle są w zasięgu, zwłaszcza jak zagramy to co w Białymstoku, tyle, że z większym fartem. A jeśli wygramy, to znowu wszystko będzie możliwe…
Szanowny Tricky,
Smutne, że są pochwały, kiedy efektów punktowych nie ma. Takie piłkarskie życie. W Poznaniu nam się udało,a w Białymstoku akurat odwrotnie. Jednak taka gra dobrze rokuje w derbach z Legią.
Odnośnie karnego to dla mnie nie ma wątpliwości. Tosik kopnął obok bramki, ale w tym samym momencie bramkarz gospodarzy przykopał mu – coś na kształt Kokoszki w meczu w Gliwicach, gdzie dostał czerwoną kartkę i dwa mecze zawieszenia. Pskit stał blisko, wszystko dobrze widział i nawet się nie zawahał z gwizdnięciem. W momencie staranowania Tosika piłka jeszcze nie opuściła placu gry. Zatem jedyna słuszna decyzja to rzut karny. Nie wiem co w Canal+ mówił na ten temat Pan Stemplewski, ale moim zdaniem nie ma tu co dywagować. Za kopnięcie przeciwnika w polu karnym jest wyłącznie rzut karny. Ostatnio Lewandowski za delikatniejsze kopnięcie w Bundeslidze został wyrzucony z boiska i jeszcze odpoczywał dwa mecze. Ale to było na środku. Tam można było gwizdnąć, a w Białymstoku nie ? Tego nie rozumiem.
olo, sytuacja Lewandowskiego to całkowicie inna galaktyka, nie ma co porównywać. Tosik kopnął piłkę za pole karne jeszcze zanim skosił go bramkarz. W meczu z Lechem mieliśmy podobną sytuację – Pawełek skosił Lechitę po tym, jak tamten oddał niecelny strzał. Zachowajmy nieco obiektywizmu…
Tricky. Tekst, jak Twoje wszystkie, przedni. Ale na Boga! Meczu nie przegrywa się 2:0, tylko 0:2.
Infer – przyglądałem się uważnie powtórkom. Rzeczywiście najpierw był strzał, a chwilę później kopnięcie. Ale interwał czasowy był tak mały, że piłka nie zdążyła opuścić placu gry. Zawsze byłem słaby z fizyki, ale jeśli ktoś by był bystry w tej dziedzinie to szybko by policzył: prędkość piłki i jej odległość od linii końcowej – prędkość bramkarza i jego odległość od Tosika. Wtedy będzie jasne co było wcześniej: piłka wyszła za boisko, czy bramkarz wcześniej kopnął Tosika.
Ale nawet, gdy wczesniej piłka wychodzi za boisko – to co ? Po gwizdku można bezkarnie kopać przeciwnika ? Idąc tym torem można hipotetycznie założyć, że gdy piłka jest na aucie zawodnicy mogą prać się po japach. Bezkarnie – bo przecież najpierw piłka wyszła za boisko i jest przerwa w grze. Muszą tylko przestać przed wznowieniem gry. Niedorzeczność.
A co do Lewandowskiego oczywistym jest, że to inna galaktyka. Tyle, że przepisy są jednakowe tak dla niego, jak i ostatniej ligi, choćby i w Peru. Pamiętam sytuację z Pawełkiem i niestety ta sama sytuacja co z Tosikiem – tyle, że w drugą stronę. Kali jednak pamięta tylko skradzioną jemu krowę. Taki los kibica 😉
Ja też jednak uważam, że nie było tu faulu. Wiadomo, że bramkarz ma trochę więcej przywilejów, a w tym wypadku ewidentnie atakował piłkę i wpadł tylko w Tosika ciałem – nie był jakiegoś agresywnego kopnięcia. Nie ważne czy piłka była za linią czy centymetr przed bo Tosik i tak by do niej nie dobiegł.
Choć z drugiej strony może przeprowadzić takie rozumowanie – wyjście Słowika było zbyt gwałtowne bo spowodowało wpadnięcie w Tosika. W związku z tym Tosik musiał szybciej, a przez to niecelniej strzelać. Może gdyby Słowik biegł wolniej (tak by nie wpaść w Tosika) to strzeliłby on bramkę.
W każdym razie uważam, że jest to bardzo trudna sytuacja do oceny i nie można mieć pretensji do sędziego.
co do sprawy karnego. Pan Sławomir w studiu C+ stara się nam tłumaczyć i wpajać pewne przepisy i ich interpretacje. Ja podtrzymuję swoje zdanie, czyli to że go w tej sprawie nie mam ;). Ale , zabierając głos w dyskusji, chciałbym żeby mi ktoś wytłumaczył dwie sytuacje po których były karne: 1) mistrzostwa Europy w Austrii, nasz mecz z gospodarzami i karny podyktowany przez Webba w 90 minucie – przed rzutem rożnym, za przepychankę bez gry i 2) rok 1974 (haha, prehistoria), gramy albo z Włochami albo z Jugosławia i dostajemy karnego za faul na bodajże Deynie, który został przewrócony w polu karnym ale był dosyć daleko od akcji. Tutaj mówimy, że Tosik został kopnięty w momencie kiedy się już piłki pozbył, co nie zmienia samego faktu kopnięcia – to jak to w końcu jest z tym dyktowaniem karnych?
Jeśli można coś wtrącić: co by nie mówić, różnica jednak jest. Sytuacji z 1974 r. nie kojarzę (zresztą raczej nie ma sensu przywoływać tak starych dziejów, bo przepisy, a przede wszystkim interpretacje zdążyły się sto razy zmienić), ale ta sytuacja z Euro była taka, że przepychanka miała miejsce PRZED akcją, czyli Webb uznał, że to z powodu szarpania przez Lewandowskiego Austriak teoretycznie nie miał szans na znalezienie się w lepszym miejscu. (Nie wyrokuję, czy to rzeczywiście był faul, ale dla nas tu najważniejsze, że był PRZED, a nie PO). Natomiast niegwizdanie wejść mających miejsce PO oddaniu strzału pan Sławek w C+ argumentuje tym, że napastnik zrobił już co miał zrobić, czyli obrońca/bramkarz mu nie przeszkodził. (I temat ostatnio pojawia się chyba w każdej Lidze+ Extra). Nie wiem, czy mnie to przekonuje, ale w sumie najważniejsze, żeby sędziowie się tego konsekwentnie trzymali, a nie raz tak, raz inaczej. Aha, oczywiście wiadomo, że mówimy o normalnym spóźnionym wejściu, a nie celowym ataku na rywala, który sędzia musi odgwizdać tak czy inaczej.
a , i do Rudana. Fakt przegrywa się zwykle 0:2, ale zaznaczyłem że była to porażka, a mecz był grany w Białymstoku… i tak się napisało, zgodnie z tym co na tablicy ;). Pozdrawiam
O to mnie właśnie Tricky chodzi. Oczywiście piłka nie jest w grze, a Webb dyktuje karnego. I Pan Sławek znajdzie argumenty za. Dla nas znalazł argumenty przeciw. Zwykła środowiskowa solidarność.
W drugim przypadku piłka była w grze, a Bałkan kopnął bodaj Szarmacha. Stąd karny bez dyskusji